Sąd odroczył dziś wyrok w sprawie banku BPH, którego lubelscy klienci stracili kilkanaście milionów zł. – To się ciągnie w nieskończoność – mówi oburzony mieszkaniec jednej z podlubelskich miejscowości, który podał bank do sądu.
– Sprawa zostaje odroczona do 30 grudnia – poinformowała dziś sędzia Agnieszka Maliszewska z Sądu Rejonowego w Lublinie. Dlaczego? Tego sąd nie ujawnił.
A wszystko w związku z jednym z najgłośniejszych oszustw bankowych w ostatnich latach. Z kont kilkudziesięciu zamożnych klientów wyparowało kilkanaście milionów zł. Pieniądze systematycznie, przez pięć lat, podkradała Aneta F.-K. Wpadła, gdy jeden z klientów oddziału BPH przy ul. Królewskiej w Lublinie chciał wypłacić z konta gotówkę. Ale pieniędzy na rachunku było za mało.
Po wybuchu afery Aneta F.-K. trafiła za kratki, a bank zaczął zwracać pieniądze klientom. Ale część z nich uznała, że wypłaty są zbyt małe w stosunku włożonych oszczędności. Założyli nawet stowarzyszenia osób poszkodowanych przez bank.
Jako pierwszy proces BPH wytoczył mieszkaniec Lublina. – Domagałem się zwrotu około 50 tys. zł – mówi poszkodowany. Bank nie chciał płacić. Mijały lata, a lubelski sąd nie był w stanie zakończyć sprawy. Ostatecznie, rok temu, doszło do ugody. – Bank przystał na zapłacenie 30 tys. złotych. – mówi poszkodowany.
Wczoraj miał zapaść wyrok w sprawie drugiej osoby domagającej się zwrotu pieniędzy. Mężczyzna skarżący bank wytoczył BPH jeszcze jeden proces, który toczy się w Sądzie Okręgowym. – Oprócz tego w toku są sprawy jeszcze dwójki oszukanych klientów – informuje jeden z członków zarządu stowarzyszenia. – Pozostali czekają na finał tych procesów, żeby wystąpić do sądu z własnymi roszczeniami.
Bank przed ogłoszeniem wyroku nie chce się wypowiadać. – Na tym etapie postępowania, które nie jest zamknięte, nie będziemy komentować tej sprawy – ucina Małgorzata Dłubak z zespołu prasowego BPH.