4-letni Alan, 2-letnia Lena i 9-miesięczna Nadia zostali uduszeni przez własną matkę. Z powodu choroby psychicznej 27-letnia Paulina N. uniknie jednak procesu i więzienia. Będzie jednak odizolowana od społeczeństwa.
Decyzję w sprawie wniosku prokuratury o umorzeniu postępowania wobec kobiety rozpatrywał dzisiaj Sąd Okręgowy w Lublinie na posiedzeniu niejawnym. Znamy jedynie treść postanowienia: "Postanawia umorzyć postępowanie wobec stwierdzenia, że podejrzana w chwili popełnienia czynów, z powodu choroby psychicznej, miała całkowicie zniesioną możliwość rozpoznania ich znaczenia i pokierowania swoim postępowaniem – uznał sąd. Jednocześnie wobec Pauliny N. zastosował środek zapobiegawczy w postaci pobytu w zakładzie zamkniętym.
Przypomnijmy, że do tragedii doszło 30 września zeszłego roku. Policję zawiadomiła babcia trójki dzieci. Odwiedzała swoją córkę, Paulinę N., która mieszkała przy ul. Nadbystrzyckiej w Lublinie. To, co odkryła, było przerażające. W domu znalazła zwłoki trojga swoich wnuków: 4-letniego chłopca oraz dziewczynek w wieku 2 lat oraz 9 miesięcy. Wezwani na miejsce ratownicy podjęli reanimację, ale dzieci nie udało się uratować.
Kobieta do malutkiego domku przy ul. Nadbystrzyckiej przeprowadziła się kilka miesięcy wcześniej. Wynajęła go jako stancję. Mieszkała z dziećmi, ale często odwiedzali ją rodzice. Była także podopieczną MOPR.
Tuż po tragedii Paulinę N. opisywali jej sąsiedzi z podlubelskiej gminy, gdzie wcześniej mieszkała: – Normalna młoda matka, poświęcająca dzieciom cały swój czas. Dużo z nimi czasu spędzała na dworze. Nigdy nie widziałem jej pijanej albo jakoś dziwacznie się zachowującej. Gdybym miał ją opisać, to powiedziałbym, że to osoba bez kłopotów. Pogodna. Radosna – słyszymy.
Mieszkańcy gminy podkreślają też, że Paulina N. była dobrą matką. Zawsze mówiła o swoich dzieciach z wielką troską.
– Chwaliła, że są ładne i kochane. Cieszyła się na myśl o przeprowadzce do Lublina. Opowiadała, że kupi dzieciom basen na dwór – słyszymy. – Otwarcie mówiła też o swoich problemach z alkoholem, które miała mieć w przeszłości. Przyznała się też do narkotycznego epizodu.
Ale sąsiedzi z Nadbystrzyckiej inaczej wspominali kobietę: – Czasami ta pani uśmiechała się, a czasami – praktycznie z minuty na minutę – robiła się zła i krzyczała na dzieci - mówiła jedna z sąsiadek.
– Paulina miała w ostatnim czasie mówić coś o diable – komentował jeden z bliższych znajomych kobiety. – Nie wiem, czy wierzyła, że istnieje, czy że jej zagraża. Miała podobno wysyłać znajomym zdjęcia, na których jakieś postacie wyłaniają się z chmur. Ci co je dostali, to komentowali, że zwariowała, ale nie było to takie faktyczne stwierdzenie choroby, tylko raczej takie żartobliwe stwierdzenie. Nikt tego nie brał na poważnie, bo oprócz takich stwierdzeń nic nie wskazywało na chorobę. Paulina to była normalna, uśmiechnięta dziewczyna. Kochała dzieci. Kochała swoją rodzinę. Nawet jak było źle, to walczyła o siebie. Nigdy się nie poddawała. Wierzyć się nie chce, że zrobiła coś takiego.
Początkowo kobieta miała odpowiadać za zabójstwo, za co groziło jej nawet dożywocie, ale w czerwcu prokuratura złożyła do sądu wniosek o umorzenie postępowania wobec ze względu na stan psychiczny i niepoczytalność. Dzisiaj sąd przychylił się do tego wniosku, a Paulina N. pozostanie w zamkniętym zakładzie leczniczym.