– Razili mnie prądem w klatkę piersiową, a jak się zasłaniałem to w krocze. I tak na zmianę – relacjonował w sądzie Rafał K. Tak zapamiętał spotkanie z lubelskimi policjantami, którzy trafili właśnie na ławę oskarżonych. Nie on jedyny
Proces byłych już policjantów z trzeciego komisariatu rozpoczął się we wtorek w Sądzie Rejonowym Lublin-Zachód. To finał skandalu, o którym pisaliśmy przed kilkoma miesiącami.
Wtorkowe przesłuchania rozpoczęły się rano i trwały do późnego wieczora. Obrońcy oskarżonych godzinami podważali wiarygodność zeznań, jakie składali pokrzywdzeni. Wytykali im najdrobniejsze nieścisłości w relacjach z feralnej nocy. Kiedy jednak pod koniec dnia swoje zeznania złożyła pracownica izby wytrzeźwień, wyjaśnienia mundurowych i innych pracowników izby straciły na wiarygodności.
Z Nocy Kultury na izbę wytrzeźwień
Proces dotyczy policyjnych interwencji, do których doszło w czerwcu podczas Nocy Kultury. Francuz Igor C. razem z kolegą wracał taksówką do hotelu.
– Nie wiedzieli, który to hotel. Mówili, że na bocznej Al. Racławickich – zeznał w sądzie Zbigniew B., taksówkarz. – Obaj byli pod wpływem alkoholu. Zaraz jak wsiedli to zasnęli. Już wtedy wiedziałem, że będzie kicha. Dojechałem do końca Racławickich i zawróciłem.
Przy hotelu Lublinianka kolega Igora C. wykorzystał chwilę postoju i uciekł z taksówki bez płacenia. Kierowca podjechał z Igorem C. do policjantów interweniujących przy ul. Kołłątaja. Piotr D. i Łukasz U. nie mogli się porozumieć z młodym Francuzem, więc zawieźli go do izby wytrzeźwień przy ul. Północnej. Tam, na parkingu przed budynkiem mężczyzna miał zostać pobity.
W żebra, w uda, w jądra
– Siedziałem w radiowozie z rękami skutymi z tyłu. Policjant uderzył mnie w twarz. Potem pytali o PESEL. Za każdą złą odpowiedź byłem raniony paralizatorem. Najpierw w żebra, potem dwa razy w udo. Skóra mi się spaliła. Później dostałem jeszcze czwarty raz po jądrach i pod penisem – zeznał Igor C. – Wcześniej policjanci ściągnęli mi spodnie. Pytali „Czy to boli pi…do?”
Igor C. nie był w stanie jednoznacznie wskazać, który z policjantów raził go paralizatorem. Według śledczych był to Marcin G. Zatrzymany Francuz miał 2 promile alkoholu w organizmie. Obrońcy oskarżonych kwestionowali jego wiarygodność również przypominając mu, że już przed zdarzeniem skarżył się na ból w kroczu. – Dużo, dużo seksu z dziewczyną. Często i bardzo dużo – skwitował Igor C.
Mężczyzna badał się u dwóch lekarzy. Obaj potwierdzili, że jego rany mogą pochodzić od paralizatora.
Druga ofiara paralizatora
Jeszcze w izbie wytrzeźwień Igor C. spotkał drugiego z pokrzywdzonych w dzisiejszym procesie. Rafał K. – 24-letni student został wcześniej pobity przy jednym z barów w centrum Lublina. Miał połamaną szczękę. To Marcin G. i jego koleżanka z patrolu przywieźli 24-latka na izbę wytrzeźwień.
– Mówiłem, że zostałem pobity, ale nie chcieli słuchać. Jak tylko wsiadłem do radiowozu, dostałem gazem w twarz. Później jeszcze raz przy wysiadaniu. Nic nie widziałem – zeznał Rafał K. – Na izbie krzyczeli do mnie „jeb..ny pedale”. Pewnie przez kolorowe skarpetki. Śmiali, się że moja dziewczyna ma takiego chłopaka. Później byłem rażony paralizatorem. Najpierw w klatkę piersiową, a jak się zasłaniałem, to w krocze i tak na zmianę. Starałem się wołać o pomoc, ale miałem złamaną szczękę. Lekarz powiedział, że nic mi nie jest.
Ratownik: Niewiele pamiętam
Z ustaleń śledczych wynika, że do rażenia paralizatorem doszło poza zasięgiem kamer. Zarówno Igora C., jak i Rafała K. dowieziono do izby w podobnym czasie. Nad oboma mężczyznami miał się znęcać właśnie Marcin G.
Podczas wtorkowej rozprawy przesłuchano m.in. dwóch lekarzy pracujących w izbie wytrzeźwień. Nie zapamiętali niczego szczególnego z feralnej nocy. Podobnie relacjonował swój dyżur Jacek K. – ratownik medyczny oraz ławnik sądowy.
– Pamiętam Igora C., bo był wyjątkowo grzeczny. Wyjątkowy pacjent. Nie pamiętam chłopaka z połamaną szczęką. Oskarżonych policjantów znam z widzenia – przyznał Jacek K.
Ratownik zapewniał sąd, że nie pamięta, by feralnej nocy wychodził z budynku. Widać to natomiast na nagraniach z monitoringu. Jacek K. razem z kolegą zagląda do radiowozu, w którym siedział Igor C. We wtorek nie potrafił tego wyjaśnić.
Błagał, by go zabrać
Znacznie więcej z czerwcowej nocy zapamiętała Małgorzata K. - pracownica izby wytrzeźwień. Z jej zeznań wynika, że ratownik przemywał oczy studentowi z połamaną szczęką. 24-latek nic nie widział po tym, jak potraktowano go gazem.
Podczas wtorkowej rozprawy kobieta nie mogła powstrzymać łez. – Policjant raził paralizatorem tego chłopaka. Chłopak siedział, a on podszedł i poraził go w krocze. Ten chłopak prosił „błagam panią, niech mnie pani stąd zabierze”. Starałam się go odseparować od innych – opowiadała.
Z relacji kobiety wynika, że chwilę wcześniej słyszała odgłos paralizatora, dobiegający sprzed budynku. Wiedziała, że Marcin G. ma taki sprzęt. Bywał również agresywny i wulgarny wobec zatrzymanych.
– Marcin G. tak się popisywał. Zwłaszcza wtedy, przed młodą dziewczyną z patrolu. To taki cwaniaczek – skwitowała Małgorzata K.
Podczas śledztwa w służbowej szafce Marcina G. znaleziono paralizator, którym nie miał prawa posługiwać się w pracy. On i jego dwaj koledzy zostali wyrzuceni ze służby. Na zakończenie procesu czekają w areszcie. Grozi im nawet do 10 lat więzienia. Oskarżeni nie przyznają się do winy.
W środę sprawa wróci na wokandę. Możliwe, że sąd po przesłuchaniu ostatnich świadków zakończy postępowanie.