Na obejrzenie przedmiotów skradzionych przez Pawła M., ps. "Małpa”, trzeba czekać prawie dwa miesiące. Na policję wciąż zgłaszają się mieszkańcy Lublina,
- Odzyskane łupy może obejrzeć tylko kilka osób dziennie - mówi Anna Smarzak z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. - Mamy około 500 przedmiotów. Okazanie trwa, bo to czynność procesowa, z której trzeba sporządzić protokół.
Pod podany przez policję numer dla okradzionych (081 535-54-76) zgłosiło się już 150 osób. Codziennie zgłaszają się kolejne. Fanty znalezione u "Małpy” i jego pasera obejrzało już około 20 lublinian. Kilku rozpoznało rzeczy, które zginęły z ich mieszkań. Były to najczęściej złote łańcuszki.
Prawdopodobieństwo odzyskania skradzionych przedmiotów nie jest jednak zbyt duże. "Małpa” zwykle szybko pozbywał się gorącego towaru. Na przesłuchaniu powiedział policjantom, że pieniądze ze sprzedaży łupów wydawał na utrzymanie rodziny. Przed dwoma laty urodził mu się synek.
Włamywacz od tygodnia przebywa w areszcie. Jak już informowaliśmy, policjanci próbowali go schwytać już od dawna. Paweł M. wpadł w pułapkę, gdy przyszedł z fantami do pasera po włamaniu do mieszkania przy ul. Lawinowej w Lublinie.
Poszedł na współpracę z policją. Pokazał ponad sto mieszkań, które okradł. Niektóre z tych spraw były już umorzone z powodu niewykrycia sprawcy. Teraz śledczy muszą do nich wrócić.
- Włamywaczowi trzeba procesowo udowodnić każdą z dokonanych kradzieży - mówi Janusz Wójtowicz, rzecznik KWP w Lublinie.
Niekiedy okazywało się, że właściciele mieszkań w ogóle nie mieli pojęcia, że ich okradziono. Dopiero po jakimś czasie orientowali się, że brakuje im jakiegoś cennego przedmiotu. Włamywacz otwierał okna balkonowe, nie zostawiając widocznych śladów. Posługiwał się specjalnym przyrządem, którym w ciągu kilku sekund pokonywał zamki. Wspinał się po murach budynku nawet do mieszkań na szóstym piętrze.