Policjanci szukali przedmiotów z kradzieży, a znaleźli... kilkaset stron oryginalnych dokumentów z Urzędu Marszałkowskiego. - Polecą głowy - zapowiada marszałek.
Policja nie informowała o znalezisku. Ale Witold Laskowski z komendy miejskiej w Lublinie sprawdził nasze wiadomości. - Potwierdzam. Przekazaliśmy sprawę prokuratorowi.
Prokuratura dowiedziała się o dokumentach trzy dni temu. - Sprawdzimy, jak znalazły się w komisie oraz kiedy i w jaki sposób zniknęły z urzędu - zapowiada Michał Blajerski, szef Prokuratury Rejonowej Lublin-Północ.
- Wszystko powiedziałem policjantom, nie mam nic do dodania - tyle miał do powiedzenia właściciel komisu.
- Jestem zszokowany, o sprawie dowiedziałem się od pana. Policja ani prokuratura nas nie informowała - mówi marszałek województwa Krzysztof Grabczuk. - Jeśli któryś z pracowników wyniósł te dokumenty, to polecą głowy - podkreśla. Nie dowiedzieliśmy się, z jakiego okresu pochodzą papiery.
Co ciekawe, na dokumenty natrafiono w czasie gdy w Departamencie Transportu i Drogownictwa trwała wewnętrzna kontrola. Zaczęła się niedługo po tym, jak w grudniu jeden z byłych pracowników UM oskarżył urzędników o faworyzowanie niektórych przewoźników.
A nawet o proponowanie kolegom łapówek za przymknięcie oka na ich wpadki. Sprawę bada prokuratura. - Kontrola kończy się, we wtorek będę miał raport na biurku. Została przedłużona ze względu na brak dokumentów i bałagan w dokumentacji - stwierdza Grabczuk.