Proces w sprawie brutalnego zabójstwa w Poniatowej zbliża się do finału. Na ławie oskarżonych zasiada Sebastian B., który miał zadać koledze serię ciosów nożem i uciec do Wielkiej Brytanii
Sprawą 38-latka zajmuje się Sąd Okręgowy w Lublinie. Podczas wczorajszej rozprawy przesłuchano m.in. jego dawnych sąsiadów. Zeznawała również matka dawnej dziewczyny Sebastiana B. – Córka mówiła, że można z nim żyć, ale tylko jak jest trzeźwy – wspominała kobieta.
Do zbrodni doszło właśnie podczas alkoholowej libacji w grudniu 2012 r. Sąsiadki Sebastiana B. z bloku przy ul. Młodzieżowej w Poniatowej od tygodnia nie widziały mężczyzny. Zaniepokojone tym faktem zgłosiły się na policję. Mundurowi pojechali na miejsce. Nikt nie otwierał. Strażacy weszli do mieszkania przez uchylone okno. Znaleźli zakrwawione zwłoki mężczyzny, częściowo przykryte kołdrą. Ślady krwi wybyły widoczne w całym mieszkaniu. Mężczyzna miał liczne rany na klatce piersiowej, rękach i głowie.
Początkowo śledczy zakładali, że martwy człowiek to Sebastian B. Szybko okazało się jednak, że to jego znajomy – 56-letni Adam W. Był już poszukiwany - rodzina zgłosiła jego zaginięcie.
Z akt sprawy wynika, że Sebastian B. był bezrobotny. Utrzymywał się z dorywczych zajęć i handlu papierosami własnej roboty. Żył z konkubiną. Kiedy był pijany, bił ją. Justyna wyjechała do pracy w Norwegii. Feralnego dnia przysłała sms-a, że odchodzi od niego i zostaje w Skandynawii. Mężczyzna pił akurat wódkę z Adamem W. Po otrzymaniu wiadomości wpadł w szał. Próbował dzwonić i pisać do swojej dziewczyny.
Sebastian B. i jego kompan opróżnili co najmniej dwie butelki wódki. Tuż po godz. 23 poszli do bankomatu, z którego Adam W. wypłacił tysiąc złotych.
Śledczy ustalili, że po powrocie do mieszkania Sebastian B. usiłował zabrać koledze pieniądze. 38-latek sięgnął po jeden z kuchennych noży i zadał koledze co najmniej dziesięć ciosów nożem. Zabrał mu gotówkę oraz wart ok. 100 zł telefon, po czym wyszedł z mieszkania.
Rano prosił jeszcze znajomych, by pomogli mu pozbyć się „trupa”. Ci odmówili sądząc, że chodzi o przewiezienie pijanego mężczyzny. Sebastian B. postanowił więc wyjechać z miasta. Wsiadł w autobus i pojechał do Wielkiej Brytanii. Zatrzymano go dopiero we wrześniu 2013 r. w Wielkiej Brytanii.
Mężczyzna nie przyznaje się do winy. Z jego wyjaśnień wynika, że feralnego dnia w jego mieszkaniu było jeszcze dwóch innych „biesiadników”. On sam miał wyjść na chwilę. Kiedy wrócił, kompanów już nie było. Na podłodze leżał zaś martwy Adam W. Śledczy nie uwierzyli w te wyjaśnienia. Sebastianowi B. grozi dożywocie.