Ogólnopolska firma, która zdaniem kontrolerów powinna zwrócić miastu prawie 3 miliony złotych wynajęła renomowaną kancelarię prawną. Inna nie chce przekazać dokumentów i życzy sobie, żeby urzędnicy pojechali oglądać akta do innego miasta. Tu sprawa jest w sądzie.
- To długotrwałe postępowania - przyznaje Piotr Burek, zastępca dyrektora Wydziału Oświaty i Wychowania w Urzędzie Miasta. Kilka dni temu miasto wygrało w sądzie z firmą, która nie zgadzała się z żądaniem zwrotu ok. ćwierć miliona złotych. Pieniądze oddała, ale postanowiła zaskarżyć decyzję. Wojewódzki Sąd Administracyjny właśnie wydał niekorzystny dla firmy wyrok.
Kwota dotacji, które zdaniem kontrolerów z miasta zostały wykorzystane niezgodnie z przeznaczeniem przekroczyła już 16 milionów złotych.
- To wynik z ostatnich czterech lat - mówi Anna Morow, dyrektor Wydziału Audytu i Kontroli w Urzędzie Miasta. Teoretycznie pieniądze te powinny zostać zwrócone do miejskiej kasy. - Najmniejsze placówki najczęściej biją się w pierś i zwracają źle wykorzystane dotacje. Problemy mamy z dużymi sieciówkami - dodaje Morow.
Kwestionowane wydatki to m.in. pieniądze wydane na reklamę placówek i utrzymanie biur, czy również sumy, które trafiały na konto firmy, zamiast na rachunki szkół. Fakt, że fundusze były później transferowane między placówkami to zdaniem miasta za mało, by uznać, że wszystko odbyło się prawidłowo. Są też bardziej wyraziste nieprawidłowości. W przypadku jednego z przedszkoli Ratusz znalazł m.in. rachunki z restauracji, hotelu Mariott, perfumerii, salonu fryzjerskiego, myjni samochodowej, stajni, a także hotelu w Chorwacji.
Miasto podkreśla, że skala nieprawidłowości jest z roku na rok mniejsza. Jeszcze w 2011 i 2012 r. kontrolerzy kwestionowali aż 40 proc. wydatków rozliczanych z dotacji przez kontrolowane placówki. Teraz już tylko niespełna 2 proc.