Rachunki za gaz wyższe o ponad 800 proc. W oczach drożeją wszystkie surowce potrzebne do wypieku pieczywa. – Obecne ceny to kosmos – przyznaje jeden z lubelskich piekarzy. – Ja dziś nawet nie wiem w jakiej cenie kupię w przyszłym tygodniu mąkę. O ile podniosą mi opłaty? Jedno wielkie wróżenie z fusów – denerwuje się inny.
Gdy rozmawiamy w piątkowe przedpołudnie, Katarzyna Goławska jest już po wywiadach dla Polsat News i TVN 24. – Robię co mogę – przyznaje. – Mam nadzieję, że do kogoś w końcu to dotrze.
Dzwonią z całej Polski
Od czasu, gdy Piekarnia Kuźmiuk z Lublina napisała na Facebooku o swojej nowej taryfie za gaz („podwyżka dla nas 887 proc.”), do Goławskiej i jej męża dzwonią nie tylko dziennikarze, ale i piekarze całej Polski.
– Przed chwilą rozmawiałam z panią z Przeworska, która również prowadzi tradycyjną piekarnię i zatrudnia podobną liczbę pracowników - kilkanaście osób. Podobnie jak my dostała już nowe taryfy z PGNiG i też nie wie, czego się spodziewać – mówi.
Stawka za jednostkę gazu dla najstarszej lubelskiej piekarni wzrosła z 8 gr do 79 gr.
– Mąka czy margaryna drożeje z niemal każdą dostawą. Ale czy słyszała pani, by coś z dnia na dzień wzrosło o 887 proc? – denerwuje się współwłaścicielka piekarni. Jak podkreśla galopujące podwyżki uderzają głównie w małe rzemieślnicze zakłady, które w 100 proc. produkują z naturalnych składników. – Marketowy odpiek jak w fabryce to jest zupełnie inna skala działania. U nas wszystko robi się ręcznie, od zakwasu poczynając. Produkcja jednego bochenka trwa ok. 16 godzin – tłumaczy.
O przyszłość swojej ulubionej piekarni (Kuźmiuk wypieka od 1943 r.) martwią się też klienci. – Wielu nas pyta czy to prawda, że się zamykamy. Dla ludzi to logiczne, że tak wysokiej podwyżki nie wytrzymamy – mówi Goławska.
Na razie cen nie podniosła. Czeka na pierwszy rachunek z PGNiG po nowych stawkach.
– Mam wrażenie, że robi się to po to, by był szok. Potem podwyżkę się zmniejszy i nikt już nie będzie narzekał, ale raczej się cieszył, że podrożało tylko 5 razy a nie 8 razy – komentuje.
40 groszy na bochenku. Na początek
Marcin Orlikowski, właściciel siedmiu piekarni w Lublinie i cukierni w Dominowie, już policzył o ile musi podnieść ceny.
– O ok. 40 groszy na bochenku. Na razie – szacuje. – Na pewno nie będziemy niczego robić z górką. Jedynie na tyle, by wystarczyło na pokrycie rosnących kosztów. Nie chcemy robić klientom nieprzyjemnej niespodzianki przy kasie. Choć sami już dopytują, dlaczego jeszcze nie podnieśliśmy cen.
Piekarnie Orlikowskiego gazu używają tylko do ogrzewania, ale piece piekarnicze zużywają ogromne ilości prądu.
– Praca jednego to koszt 8-10 tys. zł – zdradza właściciel. I wylicza. – Do tej pory miesięczne rachunki za energie elektryczną zamykały się w przedziale 35-40 tys. zł. Obecnie to ponad 80 tys. zł.
Jak tłumaczy, dramatycznie drożeje nie tylko prąd. – Obecne ceny to kosmos. W górę poszły wszystkie potrzebne do produkcji pieczywa surowce. Nie ma ani jednego, którego cena nie wzrosłaby o co najmniej 50 proc. Np. pszenica w skupie to dziś 1400 zł, choć niedawno kosztowała 600 zł za tonę.
Wróżenie z fusów
– Jadę właśnie do brata. Porozmawiać o sytuacji na rynku piekarniczym – mówi mi Tadeusz Zubrzycki, gdy w piątek po południu odbiera telefon.
Piekarnia Krzysztofa Zubrzyckiego działa w Nałęczowie od 1940 r. Nieco krócej istnieje piekarnia Zubrzyckich w Kraczewicach Prywatnych, którą Tadeusz przejął zakład po ojcu. W takiej sytuacji jak dziś bracia piekarze nie byli nigdy.
– Już pieczywo zdrożało. Ale to dopiero początek podwyżek – nie ma wątpliwości Krzysztof Zubrzycki.
– Kalkulację można zrobić, gdy są znane ceny surowców, produkcji, prądu czy gazu. A ja dziś nawet nie wiem w jakiej cenie kupię w przyszłym tygodniu mąkę. Nie mam pojęcia o ile podniosą mi opłaty za gaz. Jedno wielkie wróżenie z fusów – denerwuje się Tadeusz. I dodaje. – Cena benzyny zmienia się dziś dwa razy w tygodniu, nikt już nawet nie reaguje. Ale każda podwyżka cen chleba odbija się w społeczeństwie szerokim echem. Chleb to towar newralgiczny.