Jan Sęk, były senator PSL, wygrał kilka dni temu konkurs na szefa filharmonii w Lublinie. Teraz musi się tłumaczyć ze zdarzeń sprzed siedemnastu lat.
Mieszkanka Lublina oburza się w nim, że Sęk startuje w konkursie na dyrektora FL. Pisze, że działająca w latach 1993-1994 spółka "Profile - Wschód”, której współwłaścicielem był Sęk, nie zapłaciła jej mężowi Janowi Ż. za pracę. - Sąd nakazał wypłacić mi trzymiesięczne wynagrodzenie. Pieniędzy nie dostałem, bo komornik stwierdził, że nie można ściągnąć tej kwoty - mówi nam Jan Ż.
Co na to Zarząd Województwa? - Nie ma żadnych zarzutów, które uniemożliwiłyby kandydaturę pana Sęka. Nie ma też wyroku, chyba że się zatarł - stwierdza Arkadiusz Bratkowski, członek Zarządu Województwa, który był przewodniczącym komisji oceniającej kandydatów na szefa filharmonii.
- Nie zabieram głosu w sprawie sprzed 17 lat. Byłem wtedy senatorem i ludzie oskarżali mnie o różne rzeczy. Nigdy nie byłem karany - mówi Sęk. Dodaje, że z wyrokiem nie mógłby zasiadać np. w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji.
Zanim Sęk zasiądzie w dyrektorskim fotelu, potrzeba jeszcze formalnej zgody Ministerstwa Kultury oraz Zarządu Województwa.