Na rogu ul. Zamojskiej i Rusałki wzrok przyciąga kolorowy ogródek u wejścia do Studia Wnętrz Da Vinci. Prowadzi je wspólnie z mężem Jolanta Salamucha. Rośliny to jej pasja, którą łączy z biznesem, co widać również wewnątrz lokalu
4. edycja plebiscytu Skarby Kultury Przestrzeni przebiegła pod hasłem „Biznes i zieleń”. Spośród 40 zgłoszeń z bardzo różnymi połączeniami roślinności i działalności gospodarczej do finału zostało wybranych 14 zgłoszeń w czterech kategoriach: Gastronomia, Sklepy, Firmy i Krajobrazy.
W listopadzie minionego roku swoich zwycięzców wybierała kapituła i mieszkańcy Lublina, którzy głosowali na stronach „Dziennika Wschodniego” i „Gazety Wyborczej”. Wyniki ogłoszono, a zwycięzców nagrodzono 21 listopada podczas wydarzenia Power Planet: Człowiek –Środowisko– Biznes organizowanego przez Lubelski Klub Biznesu.
Dziś prezentujemy Skarb Kultury Przestrzeni z kategorii sklepy z wyboru Mieszkańców i Mieszkanek: Studio wnętrz Da Vinci na Zamojskiej.
Jak wyglądały początki wprowadzania roślin do pani biznesu?
– Przez pierwsze 11 lat nasze studio znajdowało się we wnętrzu galerii handlowej, a zawsze marzyło mi się miejsce bezpośrednio przy ulicy, by móc je zazielenić. Kiedy więc pojawiła się możliwość zmiany lokalizacji na obecną, od razu się przenieśliśmy i stopniowo zaczęliśmy wprowadzać rośliny. Mamy duże okna i sporo miejsca na zewnątrz, więc niełatwo było tę przestrzeń udekorować, żeby przyciągała oko. Jednak każdy następny kwiat dodawał jej takiej energii, takiego życia, że stwierdziłam: po prostu musi ich być jak najwięcej. W każdym oknie zaczęły pojawiać się rośliny, aż w końcu zabrakło mi okien.
Kieruje się pani jakimś konkretnym stylem doboru i rozmieszczania roślin?
– W studio stawiam na gatunki egzotyczne, coś nietypowego, rzucającego się w oczy. Na zewnątrz stawiamy na roślinność wielobarwną, która wyróżnia się kolorystyką. Nie kieruję się konkretnym stylem. Jest to taka improwizacja na zasadzie przyjem-ności. Różne gatunki łączą się estetycznie z figurkami i pamiątkami, których też mamy tu mnóstwo. Całość rozwija się etapowo – miałam jakiś zamysł w głowie i powoli go realizuje. Nam jest dzięki temu przyjemniej, a ludzie nas rozpoznają.
Takie hobby połączone z biznesem ma jakieś minusy?
– Kwiatki same w sobie nie są problemem. Jedyny minus to bezmyślne akty wandalizmu. Czasem zdarzają się również kra-dzieże. Gdy na przykład w wakacje przyjeżdżałam rano do pracy i widziałam, że czegoś brakuje, było to przykre. Czasem zasta-nawiałam się czy te kwiatki na zewnątrz mają sens.
Niestety: ludzie niszczą takie rzeczy i trzeba mieć wyjątkową cierpliwość i samozaparcie, żeby się nie zniechęcić, ale stwier-dziłam, że to moje rośliny i będę o nie walczyć. To jest moje miejsce i będzie wyglądać tak, jak ja chce. Mimo, że czasem jest to walka o przetrwanie, są ludzie, którzy to doceniają i mimo wszystko widzę w tym hobby o wiele więcej plusów niż minusów.
Pielęgnacja roślin to duże wyzwanie?
– Jest to zobowiązanie: o rośliny trzeba dbać. W lecie, przy takich temperaturach, jakie mieliśmy w zeszłym roku, kwiaty trzeba podlewać codziennie. Robię to sama. Podlewam, pilnuję, przycinam, przesadzam. Natomiast gdy muszę wyjechać w sprawach służbowych pomagają sąsiedzi. Bardzo chętnie doglądają kwiatów na zewnątrz. Sprawdzają czy wszystko w porządku.
Dbam, by kwiaty nie chorowały a jeżeli coś zauważę, od razu działam. Dużo czytam o pielęgnacji roślin. Jak czegoś nie wiem, pytam o radę innych osób. Mamy rośliny, które były zaniedbane, a ja przywróciłam je do życia. Ostatnio bardzo zainteresowałam się też kształtowaniem drzewek bonsai.
Jak na kwiaty przed wejściem reagują klienci i przechodnie?
– Zdarza się, że ludzie zaglądają do środka tylko po to, by powiedzieć, że mam piękny ogród. Jest to bardzo budujące. Często z klientami zaczynamy rozmowę od zlecenia, a później przechodzimy do rozmowy o kwiatach. Pytają, co to za kwiatek? Jak pani o niego dba? Czy ma pani może zaszczepkę?
Klienci przynoszą też swoje rośliny, kiedy na przykład jakaś roślina w podobnym stylu nie mieści im się już w mieszkaniu, a nasz lokal jest wysoki, więc nie mamy z tym problemów. W zamian oddaję im swoje – handel wymienny na zasadzie przyjemności. Ludzie zatrzymują się, kiedy podlewam kwiaty, by porozmawiać, bo mają podobne zainteresowania. Kiedy człowiek robi coś, co sprawia mu przyjemność, to tym przesiąka – zaczyna tym żyć. Dzięki roślinom poznaję naprawdę fajnych ludzi.
Wywiad zrealizowany w ramach praktyk studenckich na III roku Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej (Wydział Nauk Społecznych KUL) w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” pod kierunkiem Marcina Skrzypka w ramach 4. edycji plebiscytu Skarby Kultury Przestrzeni pt. „Biznes i zieleń”