Na razie nie ma jeszcze nazwy, ale już jest forpocztą elektrycznej rewolucji Ursusa. W piątek w Lublinie po raz pierwszy pokazano bezemisyjny mały pojazd dostawczy. Jest to pierwszy model z większej rodziny. Kolejny ma być elektryczny dostawczak o masie do 3,5 tony, współczesny następca Lublina.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Już nie tylko ciągniki i autobusy mają logo Ursusa. Do tej rodziny dołączyło w piątek małe elektryczne auto dostawcze. – Chcemy uczestniczyć w elektrycznej rewolucji motoryzacji. W ciągu pięciu lat samochody elektryczne będą coraz bardziej powszechne. W tej rewolucji nie może zabraknąć Ursusa – powiedział Karol Zarajczyk.
Forpocztą jest mały elektryczny samochód o masie 600 kilogramów, który może zabrać dwie osoby oraz kolejne 600 kilogramów ładunku na „pakę”. – Samochód jest cichy, zwinny i tani w eksploatacji. Przejechanie 200 kilometrów kosztuje 8 złotych – wymienia zalety nowego pojazdu szef Ursusa. – Naturalnym odbiorcą tego pojazdu są służby komunalne, Poczta Polska czy firmy dowożące towar nocą lub do zatłoczonych centrów miast – dodaje.
Po elektrycznym autobusie Ekovolt oraz prezentacji autokaru wodorowo-hybrydowego przyszedł czas na auta z innego segmentu. – Tym pojazdem odbudujemy legendę Lublina, Fabryki Samochodów Dostawczych. Ursus chce być w czołówce europejskich producentów samochodów zasilanych „zieloną” energią – deklarował Karol Zarajczyk.
Kolejnym autem tego pojazdu jest jego polskie DNA. Kapitalna większość podzespołów użytych do montażu tego samochodu pochodzi od polskich producentów. Pomysł, design – to także autorski projekt inżynierów z Ursusa.
Auto wpisuje się w program elektromobilności, ogłoszony w ramach planu premiera Mateusza Morawieckiego. I właśnie dlatego Ursus liczy na przychylność rządu, wsparcie w ramach Narodowego Centrum Badań i Rozwoju oraz środki unijne. Firma z Lublina już szykuje grant do NCBR. – Chcemy pozyskać środki na realizację projektu elektrycznego samochodu dostawczego do 3,5 tony. Byłoby to płynne nawiązanie do wieloletniej tradycji produkcji w Lublinie pojazdów dostawczych, do Fabryki Samochodów Ciężarowych – zapowiada Karol Zarajczyk. Efekty tych starań będą znane pod koniec przyszłego roku, o ile Ursus zdobędzie fundusze.
Przy okazji szef Ursusa zaprezentował nowe hale produkcyjne. Od 2012 roku, od czasu zakupu tych obiektów od syndyka masy upadłości Daewoo Motor Polska, ich wygląd zmienił się diametralnie. – Dzisiaj hale są gruntownie odnowione. Pracuje w nich 400 osób zatrudnionych na umowę o pracę. To nie koniec. Jeżeli uda się nam wprowadzić na rynek nasze pojazdy elektryczne, wówczas zatrudnienie wzrośnie – dodaje szef Ursusa. Zarajczyk ma ambitne plany w stosunku do nowego samochodu. Myśli nie tylko o rynku krajowym, ale także o dostawach do krajów Europy Zachodniej.
Rozwój programu samochodów elektrycznych Ursusa mają także finansować kontrakty na dostawę ciągników Ursus do krajów afrykańskich. Szef Ursusa liczy także na wygranie kontraktu dla wojska na dostawę 700 aut zaplecza oraz krajowych przetargów na autobusy elektryczne.
Na razie mały elektryczny samochód dostawczy Ursus nie ma nazwy. Jak się dowiedzieliśmy od Mariusza Lewandowskiego, rzecznika prasowego firmy, niebawem wśród mieszkańców regionu zostanie ogłoszony konkurs na nazwę tego pojazdu.