Rozmowa z Felicjanem Andrzejczakiem, byłym wokalistą Budki Suflera i przyjacielem Romualda Lipki.
• Jak zapamiętał pan Romualda Lipkę jako współpracownika i przyjaciela?
– Zawsze ceniłem go za to, że był konkretny. Jak pracowaliśmy nad jakimś nagraniem, czy na koncertach, był wymagający i nie było zmiłuj. Ja lubię takich ludzi, bo wtedy człowiek jest pewny, że to co robimy jest ładne, piękne i artystycznie na najwyższym poziomie. Romek tego zawsze dopilnował i z góry wiedziałem, że jak nagramy razem jakąś piosenkę, to będzie to naprawdę wysokich lotów. On po prostu wiedział, co robi. Nigdy nie przeszkadzało mi, że surowo podchodził do pewnych rzeczy, bo właśnie tak miało być. Prywatnie był romantykiem i człowiekiem bardzo uczuciowym. Jak ktoś go znał, to wie, że był super facetem.
• W jakich okolicznościach dowiedział się pan o jego śmierci?
– Mam to szczęście, że widziałem się z nim dzień przed jego śmiercią. Mieszkam daleko od Lublina. Wróciliśmy z żoną do domu po siedmiu godzinach podróży i koło północy otrzymaliśmy telefon z informacją, że Romek nie żyje. Było bardzo smutno, przykro i ciężko, właściwie całą noc nie spałem. Jak człowiek traci przyjaciela, to jest to najgorsze, co może być.
• Jak wspomina pan wasze ostatnie spotkanie?
– Trafiłem na Romka, który był w niezłej formie. Jak wszedłem do jego sali szpitalnej, spodziewałem się gorszego widoku. Rozmawiał ze mną bardzo szczerze, z uśmiechem i widziałem, zresztą sam mi to powiedział, że bardzo ucieszył się z naszych odwiedzin. On bardzo chciał żyć i to było widać. Najgorsze było pożegnanie, bo żegnaliśmy się dość długo, właściwie nie mogliśmy wyjść. Śmialiśmy się, ale to był śmiech przez łzy, bo jak mogło być inaczej. Ciężko jest się rozstawać z tak fajnym człowiekiem i tak znakomitym twórcą.
• Romuald Lipko mimo choroby cały czas komponował i planował koncerty…
– Kiedy widzieliśmy się, jak jeszcze nie był tak ciężko chory, mówił: „wiesz, musimy razem nagrać płytę, bo tyle razem graliśmy, a ty jeszcze z nami płyty nie nagrałeś”. Już niestety razem tego nie zrobimy, ale postanowiliśmy z Mietkiem Jureckim i Tomkiem Zeliszewskim, że nagramy ten album i poświęcimy go Romkowi. Nagramy, bo dał mi kilka piosenek. Poza tym mam jeszcze kilka jego utworów nagranych poza Budką i to wszystko chcemy wykorzystać. Wydaje mi się, że Romek by się bardzo z tego ucieszył.
• Utwór, z którym pan jest najbardziej kojarzony to „Jolka, Jolka pamiętasz”. Jak doszło do tego nagrania?
– Z Romkiem poznaliśmy się chyba w 1981 roku. Romek wtedy do mnie zadzwonił i zaproponował spotkanie w Warszawie. Pogadaliśmy trochę i przedstawił mi kilka utworów, które chciałby, żebym zaśpiewał. Wśród nich była właśnie „Jolka”. Bardzo mi przypasowała, bo lubię takie melodie. Do tego powstał tekst i wtedy wiedziałem, że chcę to nagrać. Ale tego nie można było tak po prostu zaśpiewać. Trzeba było w to włożyć maksymalnie dużo chrypy, to musiał być facet zmęczony życiem, stargany tą sytuacją, jaka wtedy panowała. I wydaje mi się, że tak to powinno wyglądać, bo już trzecie pokolenie śpiewa tę piosenkę.