Gdyby nie wojna, która 38 lat temu wybuchła na Bliskim Wschodzie, to trolejbusów w Lublinie już by nie było. A przecież stały się już jednym z symboli miasta.
I trudno dziś uwierzyć, że Szwajcarzy pokazali trolejbus władzom Lublina już prawie 100 lat temu i że władze…popukały się wówczas w czoło.
A cóż to za dziwactwo?
Niewiele brakowało, by Lublin był pierwszym polskim miastem z trolejbusami. Ich uruchomienie zaproponowała w 1919 r. władzom miasta genewska firma Austro-Daimler. Mowa była wówczas o "tramwaju bezszynowym”. Ale taki pojazd został uznany w magistracie za dziwactwo i oferta trafiła do kosza.
Obaw nie miał za to Poznań. Tam w 1930 r. powstała pierwsza w Polsce linia trolejbusowa. Trajtki były w tym mieście 40 lat. Na taką sieć zdecydowały się też Warszawa, Olsztyn, Legnica, Gdynia i Wałbrzych.
Próbowały też inne miasta. W Gorzowie Wielkopolskim trolejbusy jeździły w latach 1943–45, była nawet linia towarowa. Podczas walk o miasto sieć została zniszczona. W 1944 r. trakcja zawisła też w okupowanej Jeleniej Górze, ale do miasta nigdy nie dotarł żaden pojazd, a po roku sieć rozebrano. Podobnie w Bydgoszczy: Niemcy zbudowali sieć, sprowadzili wozy, ustalili datę otwarcia linii. Ale weszła Armia Czerwona i z trakcji nie zostało prawie nic.
Dziś system komunikacji trolejbusowej mają jeszcze tylko Tychy i Gdynia.
Radzieckie gruchoty
Lublin długo czekał. Budowa pierwszej linii ruszyła w 1952 r., gdy w Związku Radzieckim słuszne były trolejbusy, a u nas słuszne było to, co radzieckie. Był też inny powód: wozy na prąd lepiej radziły sobie na stromiznach.
Uroczyste otwarcie linii odbyło się 21 (o dziwo nie 22) lipca 1953 r. Zajezdnia znajdowała się przy ul. Garbarskiej. Trasa łączyła Dworzec Główny PKP z pętlą przy ul. Nowotki (obecna Radziszewskiego). Na trasę ruszyły radzieckie wozy JaTB–2 wyprodukowane w 1937 r. Najpierw jeździły w Moskwie, skąd jako dar trafiły do Warszawy. Stolica dała je nam. Wozy częściej się psuły, niż jeździły; brakowało do nich części.
Ogórek zwija druty
Jeszcze w 1953 r. uruchomiono drugą linię – nr 16 – która z ul. Nowotki jeździła na skrzyżowanie ul. Kunickiego i Mickiewicza. W 1957 r. rozpoczęto budowę nowoczesnej zajezdni na Helenowie. Jej część gotowa była w 1960 r., a całość w 1963 r. W taborze były już nie tylko radzieckie wozy, ale i czechosłowackie skody. – Jak na swoje czasy nie były to złe pojazdy – ocenia Bohdan Turżański, który o miejskiej komunikacji nad Bystrzycą wie praktycznie wszystko.
W 1962 r. nad Sławinkiem zawisła trakcja jednotorowa, czyli taka, pod którą nie mogły minąć się wozy jadące w przeciwnych kierunkach. Rok później trajtki dotarły na LSM, w 1965 r. do Fabryki Samochodów Ciężarowych, a w 1967 r. na Majdanek. Cztery lata później było już 15 linii.
– To był okres największej świetności lubelskich trolejbusów – przyznaje Turżański. – Miały wtedy duże znaczenie dla transportu w mieście, przewoziły około połowy pasażerów. Ale wszystko popsuł "ogórek”.
"Ogórkiem” nazywano autobus jelcz 043. Był na tyle dobry i sprawnie wjeżdżał na wzniesienia, że śmiało mógł konkurować z pojazdami na szelkach. I to on sprawił, że w Polsce zaczęto na potęgę likwidować trakcje trolejbusowe. W 1972 r. druty znikły ze Sławinka. W 1982 r. trolejbusy miały całkiem opuścić Lublin.
Wojna ratuje trolejbusy
Trajtki pewnie by nie przetrwały, gdyby nie wojna na Bliskim Wschodzie. W 1973 r. Syria i Egipt zaatakowały półwysep Synaj i Wzgórza Golan. Przez to cena baryłki ropy na światowych giełdach wzrosła dziesięciokrotnie. To ocaliło pojazdy na prąd.
W ślad za decyzją o utrzymaniu w Lublinie komunikacji trolejbusowej nie poszły jednak nowe inwestycje. Miasto rosło, a sieć trakcyjna nie rozwijała się. W efekcie, trolejbusy nie dojeżdżały do największych dzielnic. Dopiero w latach 90. nowe druty pojawiły się nad ul. Wolską i na odcinku al. Kraśnickiej między Zana a Węglinem. W 2007 r. trakcja dotarła na Czuby, dzięki czemu trajtki kursują przez ul. Orkana, Armii Krajowej, Bohaterów Monte Cassino, Wileńską i Głęboką do Filaretów.
W 2001 r. do użytku wszedł pierwszy w mieście trolejbus niskowejściowy. Złożono go w zajezdni na Helenowie. Tu, przez lata powstała silna kadra fachowców.
– Ten jelcz jeździ do dziś, ma numer boczny 808. Był to pierwszy trolejbus potrafiący oddawać energię do sieci podczas hamowania – opowiada Piotr Hołyszko, zastępca kierownika Zakładu Trolejbusowego w Miejskim Przedsiębiorstwie Komunikacyjnym. Niedługo później na bazie nadwozia jelcza powstały jeszcze dwa podobne wozy, tym razem jednak wysokopodłogowe.
Aż w końcu zapadła decyzja o rozpoczęciu prac nad trolejbusami z silnikiem asynchronicznym. – Szczegóły jego działania można by długo omawiać. Istotne jest, że taki silnik nie wymaga obsługi. Wystarczy przesmarować łożyska i przedmuchać silnik sprężonym powietrzem. Nie ma za to np. potrzeby szlifowania styków – mówi Hołyszko.
Tak MPK nawiązało współpracę z bolechowską firmą Solaris. Na bazie jej nadwozi zmontowano w Lublinie trzy trolejbusy. A to nie koniec kooperacji. – W najbliższym czasie oddelegujemy pięciu naszych ludzi do pracy dla Solarisa przy produkcji nowych tramwajów dla Poznania – zapowiada Tomasz Fulara, prezes MPK Lublin.
Na Helenowie powstało też kilka innych trolejbusów. Jeden z nich miał autonomiczny układ zasilania. Wyposażony był w urządzenia magazynujące energię. – Był w stanie przejechać do 8 km ulicami, nad którymi nie ma trakcji – podkreśla Hołyszko. Niestety, z powodów prawnych wóz trzeba było przerobić i bez drutów nie umie już jeździć.
A drutów przybędzie
I to sporo. – Obecnie sieć ma blisko 30 km – informuje Jakub Kozak z Zarządu Transportu Miejskiego.
Do końca września 2015 r. nad ulicami ma zawisnąć w sumie 26 km nowej trakcji. Powstanie też dziewięć nowych podstacji zasilających. Miasto ma zakupić 70 niskopodłogowych trolejbusów, z których 20 będzie mieć dodatkowy, awaryjny układ napędowy w postaci silnika spalinowego. Projekt przewiduje też zakup trzech nowych wozów technicznych oraz budowę nowoczesnej zajezdni trolejbusowej przy ul. Grygowej.
To tylko część projektu budowy systemu miejskiego transportu publicznego, na który magistrat dostał unijne dofinansowanie. Całość, obejmująca także m.in. zakup 100 autobusów, ma kosztować ponad 520 mln złotych, z czego blisko 311 mln zł pokryje unijna dotacja. – To dla nas bardzo ważny projekt – mówi Katarzyna Mieczkowska-Czerniak, rzecznik prezydenta. – Zależy nam na zwiększeniu roli komunikacji miejskiej w transporcie mieszkańców Lublina.
Choć koszt przewozu pasażerów trolejbusem jest droższy od transportu autobusowego, to miasto stawia na wozy na szelkach. – Są bardziej ekologiczne – stwierdza Kozak. – Są cichsze i nie emitują spalin w mieście.
Jak urośnie sieć
Już w maju przyszłego roku trolejbusy kursujące przez ul. Głęboką w kierunku LSM i Czubów nie będą musiały jechać przez ul. Zana. Dobudowana zostanie trakcja nad Głęboką od Filaretów do Wileńskiej i nad samą Wileńską. W zeszłym tygodniu Zarząd Dróg i Mostów otworzył oferty od firm zainteresowanych budową tego odcinka. Miasto ma na to 3,3 mln zł, najtańsza oferta opiewa na 2,4 mln zł.
Jeszcze w tym miesiącu okaże się, ile firm chce budować trakcję nad Diamentową i Zemborzycką oraz przebudować skrzyżowanie tych ulic. Plany zakładają też budowę nowego odcinka nad al. Unii Lubelskiej, ul. Podzamcze i Unicką do istniejącej sieci nad Obywatelską. Przebudowane ma zostać skrzyżowanie al. Spółdzielczości Pracy i Lubartowskiej z Unicką.
Trakcja, która kończy się teraz przy skrzyżowaniu ul. Kunickiego z Sierpińskiego i Głuską, zostanie przedłużona przez ul. Abramowicką do nowej pętli. Sieć kończąca się na pętli na Majdanku przez Drogę Męczenników Majdanka i Doświadczalną będzie doprowadzona do pętli na Felinie. Tuż obok wiszą już druty nad nowym odcinkiem ul. Grygowej.
Nowe odcinki trakcji trolejbusowej obejmą też ulice: Abramowicką, Andersa, Mełgiewską, Bohaterów Monte Cassino, Armii Krajowej, Jana Pawła II, Filaretów, Zana, Nadbystrzycką, Krochmalną i Lwowską.