Z najnowszego raportu firmy Sedlak & Sedlak wynika, że absolwenci UMCS w Lublinie w pierwszym roku po studiach mogą liczyć na zarobki w wysokości 2275 zł brutto. Po innych uczelniach z naszego regionu zarabia się mniej.
Karolina
Jestem absolwentką pedagogiki na dwóch lubelskich uczelniach. Pracy szukam już 1,5 roku. W trakcie licencjatu (zaocznego) miałam możliwość wykorzystania oferowanych przez urząd pracy dwóch staży na stanowisku pomocy nauczyciela w jednym z podlubelskich przedszkoli. Nie zostałam potem zatrudniona, gdyż wójt nie miał funduszy na dodatkowy etat.
Po magisterium sytuacja się nie zmieniła. W państwowych szkołach i przedszkolach o pracę jest bardzo trudno. Podobna sytuacja w prywatnych, gdzie wymagają młodego wieku i przynajmniej 10-letniego doświadczenia. Na urząd pracy nie ma co liczyć. Gdy odpowiadałam na ogłoszenia (praca biurowa, sklep odzieżowy itp.), słyszałam tylko, że nie mam doświadczenia, kwalifikacji lub statusu studenta.
Odnoszę coraz większe, przykre, wrażenie, że największe znaczenie w znalezieniu pracy nie odgrywają umiejętności, lecz znajomości. A najbardziej jest to widoczne w mniejszych miejscowościach.
Dorota
Od momentu wejścia na rynek pracy, czyli od 2005 r., bez pracy byłam 11 dni. Dlaczego? Pełnoetatową pracę biurową zaczęłam w wakacje po III roku studiów. Pracowałam tam podczas IV i V roku dziennej administracji na KUL. Ciężko było pogodzić dzienne studia z 8-godzinną pracą w biurze, ale dałam radę. Efekt tego był taki, że wprawdzie miałam na dyplomie ocenę 4,5, a nie 5, ale za to już 2,5 letnie doświadczenie w pracy zgodnej z wykształceniem. Jeszcze nie zdążyłam odebrać dyplomu, a już dostałam się do lepszej pracy, lepiej płatnej.
Tymczasem koleżanki, których CV świeciło pustkami (ponieważ trzeba było otrzymać piątkę z egzaminu lub koniecznie pójść z kolegami na piwo po studencku przed południem) nie mogły znaleźć pracy przez rok.
Praca jest, ale dla ludzi, którzy studia potraktowali nie tylko jako czas zabawy lub pełnego poświęcenia nauce, ale też zdobywania doświadczenia. Dziś pracuję na uczelni i jak widzę podejście studentów do rynku pracy, to włos mi się na głowie jeży.
Oboje z mężem studiowaliśmy na KUL, ja muzykologie, Tomek marketing i zarządzanie. Obecnie mamy prawie po 30 lat.
Jedyną pracę, jaką mieliśmy w Polsce, to "słuchawka”, ale z umową o pracę. Biorąc pod uwagę to, co dzieje się teraz na rynku, nie było źle – pensja 1600 zł za 6 h pracy bez konieczności dojazdu. Skończyło się szybko, po 2 latach – zwolnienia grupowe i przyjmowanie studentów za 950 zł na umowę zlecenie.
Wyjechaliśmy za granicę. 8 lutego minęły 3 lata odkąd jesteśmy na obczyźnie. Ale chcemy wrócić do Polski. Tam zostawiliśmy rodziców i nasze serca. Na pewno nie będzie łatwo, ale będziemy walczyć o godne życie
Życie za granicą daje stabilizację, która trudno osiągnąć w Polsce, niezależność, której tak bardzo brakuje w ojczystym kraju, ale płaci się wysoką cenę. Wiemy, co nas czeka po powrocie, oboje bez pracy, mieszkanie do utrzymania i tygodnie spędzone na poszukiwaniach. A co dały nam studia? Mnie absolutnie nic.
Regina
Ukończyłam ekonomię na KUL. Pierwsza poważna praca (na umowę o pracę) po 1,5 roku w firmie mojej mamy (płaca minimalna). Niedługo po studiach urodziłam dziecko i nawet nie szukałam pracy. Potem budżetówka i 2200 brutto. W między czasie zrobiłam studia podyplomowe z rachunkowości na UMCS. Teraz pracuję w spółce z o.o. i zarabiam 4000 brutto. Cały czas w Lublinie.