Zimowa Narodowa Wyprawa na K2 dobiegła końca. Decyzję o zakończeniu akcji górskiej na niezdobytym dotąd zimą drugim najwyższym szczycie świata ogłosił wczoraj kierownik ekspedycji Krzysztof Wielicki.
– To była jedyna rozsądna decyzja – napisał nam krótko w poniedziałek Piotr Tomala, uczestniczący w ekspedycji lublinianin.
Wielicki wyjaśnił, że wpływ na decyzję miał szereg czynników. Pierwszy z nich to wynik porannego rekonesansu, jaki przeprowadzili Adam Bielecki i Janusz Gołąb. Okazało się, że wszystkie liny na drodze do pierwszego obozu są zasypane, namiot w wysuniętej bazie jest uszkodzony i istnieje duże prawdopodobieństwo zniszczenia usytuowanych wyżej obozów.
Kolejne powody to niekorzystne prognozy pogody, zagrożenie lawinowe i brak możliwości zaaklimatyzowania przynajmniej jednego zespołu na wysokości co najmniej 7,2 tys. m. n.p.m., który zdążyłby po powrocie do bazy podjąć próbę ataku szczytowego w przewidzianym na 11 marca oknie pogodowym. – Priorytetem wyprawy jest bezpieczeństwo uczestników – podkreślił Wielicki.
– W trakcie całej wyprawy nie brakowało zwrotów akcji. Ale trzeba podkreślić, że w tych wszystkich chwilach chłopaki wywiązywali się ze swoich obowiązków i myślę, że nic nie można im zarzucić – mówi nam Michał Leksiński, rzecznik prasowy Zimowej Narodowej Wyprawy na K2.
Pod koniec lutego samodzielną próbę zdobycia szczytu, bez konsultacji z ekipą, podjął Denis Urubko. Po jej niepowodzeniu i powrocie do bazy, zdecydował się opuścić wyprawę.
Była to czwarta próba zimowego wejścia na K2, który wciąż pozostaje jedynym ośmiotysięcznikiem niezdobytym o tej porze roku. „Niestety w tym roku góra okazała się za trudna, a my za słabi – napisał wczoraj Bielecki. I dodał: „Trzeba będzie tu wrócić, bo K2 jest do zdobycia zimą!”