- Teraz wybieram się do Mińska odwiedzić rodzinę i przyjaciół. Chciałabym bez problemu stamtąd wrócić, dlatego właśnie nie chciałem podawać nazwiska - mówi lekarz z Białorusi, który pracuje w Lubline.
Dlaczego wyjechał pan z Białorusi?
- W Polsce mam poczucie, że wszystko zależy ode mnie, mogę normalnie żyć. Tam wszystkim steruje władza, jeśli się sprzeciwisz to już możesz się bać. Teraz wybieram się do Mińska odwiedzić rodzinę i przyjaciół. Chciałabym tu bez problemu wrócić, dlatego właśnie nie chciałem podawać nazwiska.
Jak wygląda sytuacja po ostatnich wyborach prezydenckich?
- Sześciu kontrkandydatów Łukaszenki oraz 20 dziennikarzy i obrońców praw człowieka trafiło do więzienia. Nie wiadomo, co się z nimi dzieje, do większości nie dopuszczono adwokatów. W najgorszej sytuacji są dziennikarze. Opozycyjni kandydaci są na świeczniku, więc mają trochę większe szanse na uwolnienie. To dziennikarze są największym zagrożeniem dla reżimu. KGB aresztowało kilku moich przyjaciół m.in. Dmitrija Bondarenkę, dziennikarza, który publikuje na stronie internetowej opozycyjnej organizacji "Karta ‘97", Natalię Rodinę, redaktor naczelną tej strony i Irinę Halip, dziennikarkę i żonę opozycyjnego kandydata na prezydenta. Funkcjonariusze KGB aresztowali ich następnego dnia po wyborach. Wiem, że z córką Bondarenki kontaktował się śledczy informując, że zatrzymali go na 72 godziny. Wątpię jednak czy go wypuszczą. Za kratki trafili za publikowanie informacji przeciwko Łukaszence i zapowiedź demonstracji po wyborach.
A jak przebiegała demonstracja po zamknięciu lokali wyborczych?
- Pokojowo tak, jak planowano. Demonstranci przeszli od Placu Październikowego na Plac Niezależności, gdzie mieści się siedziba białoruskiego rządu. Chcieli, żeby ktoś z przedstawicieli władz do nich wyszedł i porozmawiał. To samo było z milicją. W końcu szef milicjantów, którzy pojawili się na demonstracji obiecał rozmowę. I w tym momencie zaczęła się prowokacja. Grupa cywilów z tłumu zaczęła atakować gmach rządowy. To był oczywiście tylko pretekst, żeby milicjanci mogli zaatakować demonstrantów. Kontrkandydaci Łukaszenki i wiele innych osób zostało dotkliwe pobitych. Jeden z opozycjonistów został porwany ze szpitala, do którego trafił po demonstracji.
Czy zagraniczni obserwatorzy mogli uczestniczyć w liczeniu kart wyborczych?
- Po zamknięciu lokali wyborczych obserwatorzy mogli zostać. Ale co z tego skoro głosy były liczone np. w drugim pomieszczeniu. Kluczowym momentem wyborów prezydenckich jest głosowanie przedterminowe. Organizuje się je dla tych, którzy wyjeżdżają w czasie wyborów. Wtedy najczęściej karty są podmieniane i dosypywane do urn. Dlatego później przy liczeniu głosów okazuje się, że frekwencja w niektórych miejscach wynosiła nawet 120 proc.! Żeby to ukryć karty są palone albo wyrzucane na śmietnik. To wyjaśnia dlaczego w tym roku Łukaszenka wygrał z blisko 80 proc. poparciem. To już jego piąta kadencja i od dawna jest przyzwyczajony do miażdżącej przewagi. Musi pokazać, że popiera go prawie całe społeczeństwo. Wtedy może poczuć się jak bóg.
Jak wyglądała kampania wyborcza?
- W tym roku po raz pierwszy kandydaci opozycyjni mogli pokazać się w telewizji. Ich czas na antenie był jednak bardzo ograniczony. Zaprezentowali się indywidualnie i w dyskusji. Do innych mediów nie mieli dostępu. Na ulicach nie było też ich plakatów. Była jeszcze możliwość publicznego zbierania podpisów, no i oczywiście kampania na opozycyjnych stronach internetowych.
W jaki jeszcze sposób łamie są prawa człowieka na Białorusi?
- Każdy, kto publicznie wypowiada się przeciwko reżimowi musi się liczyć z tym, że może zostać aresztowany i trafić do więzienia. Na porządku dziennym są pogróżki, podsłuchy, zastraszanie, pozornie przypadkowe pobicia na ulicy. W tym roku głośna była śmierć Olega Bebenina, byłego szefa strony "Karta ‘97”. Oficjalnie popełnił samobójstwo, ale nikt w to nie wierzy. To był bardzo ostry dziennikarz, a poza tym miał dużą wiedzę o niektórych dokumentach administracji Łukaszenki. Jego żona jest prawnikiem i często współpracuje z członkami administracji państwowej. Jeżeli chodzi o media to normą jest cenzura. Mamy kilka opozycyjnych tytułów, natomiast prywatne telewizja i radio zachowują bezpieczną dla siebie apolityczność.