Bezdomne żmije, węże czy skorpiony, które trafiają do miejskiego schroniska, nie doczekają się lepszych warunków. Na nowy obiekt Ratusz nie ma pieniędzy, a na adaptację strychu budynku przy ul. Metalurgicznej się nie zgadza.
Pomieszczenia, w których przechowywane są zwierzaki, nie są do tego przystosowane. Egzotyczne stwory mają zapewnioną odpowiednią wilgotność i temperaturę, ale ich terraria są stłoczone w niewielkim pokoju. O zapewnienie lepszych warunków od miesięcy bój toczy z Ratuszem miejska radna PiS, Elżbieta Dados.
Radna apelowała do prezydenta o to, by wygospodarował pieniądze, za które można by adaptować pomieszczenia na strychu schroniska. Tam zwierzęta miałyby więcej miejsca. Miasto początkowo nie mówiło kategorycznie „nie”. Tym bardziej że wymagania opiekunów nie były wygórowane.
– Wystarczy, że na poddaszu zamontujemy ogrzewanie i mocną instalację elektryczną. Potrzebne będzie jakieś 130 tys. zł – szacował wiosną Bartek Gorzkowski, pracownik miejskiego schroniska.
Ale miasto uznało, że prosta adaptacja strychu nie wystarczy. – Ze względu na niezbędną wielkość pomieszczeń wymaganych do obsługi przetrzymywanych zwierząt egzotycznych i terrarystycznych nie jest możliwa adaptacja do tego celu pomieszczeń poddasza – odpisał radnej Stanisław Fic, zastępca prezydenta Lublina.
– Rozmawiałam z dyrektorką schroniska i byłam na tym strychu. Zmieści się tam nie tylko egzotarium, ale też sala, w której można by organizować wykłady na temat właściwej opieki nad zwierzętami – mówi Elżbieta Dados. Miejska radna nie składa jednak broni. – Tylko nie wiem jakich argumentów mam jeszcze użyć – rozkłada ręce.
Magistrat wyliczył nawet, ile potrzeba pieniędzy, by wybudować specjalistyczny obiekt. Sam projekt nowego budynku kosztowałby ok. 200 tys. złotych. Za gmach trzeba by zapłacić niemal 5 mln zł, do czego trzeba by jeszcze doliczyć pieniądze na odpowiednie wyposażenie. Na tegorocznej liście miejskich wydatków egzotarium się nie znalazło.