Prezes przyjechał poznać plan naprawczy LRKCh, który rada kasy przyjęła na swoim wczorajszym, nadzwyczajnym posiedzeniu. O tym, że LRKCh ma 130 mln długu za dwa minione lata, nie ma funduszu rezerwowego, nie ma pieniędzy dla szpitali – wiadomo od dłuższego czasu. – Przychody nie pokrywają kosztów – przyznał Zbigniew Rachel, przewodniczący Rady LRKCh. – Próbujemy naprawiać sytuację. Zredukowaliśmy zatrudnienie, zmniejszyliśmy liczbę departamentów, zlikwidowaliśmy premie i ryczałty. Zaoszczędziliśmy 1,5 mln, które przekazaliśmy na świadczenia zdrowotne.
O mało co bieżący rok nie zakończyłby się dla LRKCh dziurą w wysokości 25 mln zł. W ostatniej chwili UNUZ dorzucił nam dodatkowe 32 mln w ramach wyrównania finansowego od kas bogatszych. Prezes Żamojda wyjaśnił, jak to jest, że są kasy bogate, np. śląska mająca 600 mln na lokatach długo- i krótkoterminowych, oraz biedne.
– Na starcie reformy służby zdrowia popełniono błędy – mówił. – Finanse nie były jawne. Nie było jednolitych reguł kontraktowania. Szerzyła się samowola w ustalaniu zarobków w kasach. Od 2002 r. wszystkie kasy będą mieć jednolite budżety administracyjne i zasady kontraktowania świadczeń.
Prezes przyznał, że sytuacja LRKCh jest trudna. Ale ogłosił też, że zarząd komisaryczny jest ostatecznością. Wziął plan, w skrócie polegający na tym, że do 2005 roku kasa chorych będzie rokrocznie wygospodarowywać pewną kwotę na pokrycie strat z lat poprzednich. – Warunkiem jego zaakceptowania jest zapewnienie pacjentom dostępności do leczenia na co najmniej takim poziomie jak w tym roku – powiedział i pojechał do Warszawy.