W Lublinie kawa w „Czarciej Łapie”, bo... lokal przypomina klimatem powieści Georgesa Simenona. I zupa w „Ulicach Miasta”, bo pyszna. W Kazimierzu – wszystko u Sarzyńskiego i w „Zielonej Tawernie”, bo to raj dla smakoszy. Tak swoim rodakom rekomenduje nas Gille Pudlowski, francuski Makłowicz.
Pudlowski to autor programów gastronomicznych i książek o kuchni Francji, Europy i Dalekiego Wschodu. Kucharze i restauratorzy przed nim drżą. Ostatnio opisał turystyczną Lubelszczyznę „jako smakowite przedpole Ukrainy”.
Ta część Polski wciąż jeszcze nie jest w modzie. A przecież to na południowo-wschodnich rubieżach Polski znajdują się istne cuda architektury renesansowej. Zamość jest piękny, jak Padwa lub Siena. Trzeba zobaczyć Ratusz, kolegiatę św. Tomasza i barokową synagogę. I zwiedzić oberże w zabytkowych piwnicach oraz „Padwę”, gdzie króluje kuchnia regionalna – pisze Gille Pudlowski.
Po Zamościu Pudlowski poleca turystom Lublin. Miasto, gdzie żył bohater głośnej powieści Singera.
– Odkryjmy nocną porą zaułki za Bramą Krakowską, strome niekiedy, brukowane uliczki staromiejskie. Oberże wykładane drewnem, gdzie nie można oprzeć się pokusie zjedzenia zupy fasolowej czy flaków, przywodzą na myśl uroki starej Pragi – przekonuje Pudlowski. Radzi posiłek w „Ulicach Miasta”, czyli – jak określa – „tawernie z wykwintną salą o nazwie Biblioteka, wyrafinowaną kuchnią i doskonałymi zupami”. Dalej wymienia rustykalną oberżę „Sielsko Anielsko”,
kawiarnię „Szero-
ka 28”, nostalgiczną, żydowską „Mandragorę”. – A na kawę warto wpaść do „Czarciej Łapy”. Ta kawiarnia z lat 50. przypomina atmosferę z kryminalnych powieści Simenona o komisarzu Maigrecie – poleca Pudlowski w „Le Point”.
A na deser wysyła swoich rodaków do Kazimierza nad Wisłą. Jego zdaniem, w tym mieście dobrze zjeść w szykownej restauracji Cezarego Sarzyńskiego. I nie można pominąć „Zielonej Tawerny”.
Waldemar Sulisz
• „Le Point” – opiniotwórczy tygodnik francuski, zajmujący się tematyką społeczną, ekonomią i ważnymi wydarzeniami kulturalnymi. Bogato ilustrowany.