NIK sprawdzała zabezpieczenie sieci kolejowej przez służby ratunkowe. Wyniki nie napawają optymizmem.
Niezgodne z przepisami było też wyposażenie trzech komend powiatowych (Biała Podlaska, Łuków, Ryki), po których terenie towary niebezpieczne jadą przez lasy i tereny z drogami gruntowymi. Nie było tam ciężkich, specjalistycznych wozów gaśniczych, ciężkich żurawi, pojazdów terenowych oraz wozów ratownictwa medycznego. Do tych zarzutów straż ma się odnieść w środę.
NIK wytyka też Komendzie Wojewódzkiej PSP, że nie znała liczby i rozlokowania ratunkowych służb kolejowych. Do nich zresztą też ma wiele uwag. Obsada stacjonującego w Lublinie pociągu ratowniczego była za mała o sześć osób. – To bardziej kwestia interpretacji. Ludzie byli wyszkoleni, ale nie mieli zapisów w świadectwie. Teraz wszystko się zgadza – mówi Zygmunt Grzechulski, dyr. Zakładu Linii Kolejowych w Lublinie.
Na jaw wyszło też, że wspomniany pociąg nie mógł osiągać minimalnej wymaganej prawem prędkości 80 km/h, czemu zdaniem NIK winny był zły stan techniczny. – Prędkość zaniżał stan nadprogramowego żurawia, który dostaliśmy "w spadku” po innym pociągu – wyjaśnia Grzechulski. I zastrzega, że problemów już nie ma.
Błędów wskazanych przez NIK jest więcej: w Lublinie przez 2,5 roku używano pojazdu drogowo-torowego Unistar, który nie miał odpowiedniej dokumentacji. Mimo to wziął udział w ośmiu akcjach. Lubelski Zakład Linii Kolejowych przez ponad dwa lata nie składał miesięcznych sprawozdań – stwierdzają kontrolerzy.