Przed 10 laty Ryszard Bender, prof. KUL nazwał w programie telewizyjnym Jerzego Urbana, w latach 80. rzecznika rządu "Goebbelsem stanu wojennego''. Wczoraj Sąd Apelacyjny w Lublinie uznał, że R. Bender nie musi swojego przeciwnika za to przepraszać.
Początkowo Sąd Wojewódzki w Lublinie powództwo oddalił. Po uchyleniu wyroku doszedł do wniosku, że R. Bender naruszył cześć swojego przeciwnika i nakazał mu opublikować przeprosiny. Takie samo stanowisko zajmował też Sąd Apelacyjny. Sprawa dwukrotnie trafiała do Sądu Najwyższego, który uchylał wyrok do ponownego rozpatrzenia.
Na wczorajszą rozprawę przybył R. Bender. J. Urbana reprezentował adwokat. R. Bendera wspierało ok. 70 osób, głównie w podeszłym wieku, które weszły na salę sadową. Gdy przemawiał adwokat profesora KUL, bili brawo. Mowę adwokata J. Urbana przerywali pomrukami niezadowolenia i okrzykami "hańba”.
Adwokat R. Bendera chciał powołania na światka Antoniego Macierewicza, który miałby opowiedzieć o tym, że propagandowa działalność J. Urbana inspirowała do przestępstw na działaczach opozycji. Sąd się na to nie zgodził i po kilkunastominutowej naradzie oddalił pozew J. Urbana.
Sąd doszedł do wniosku, że Ryszard Bender w użytym zwrocie nie porównywał Jerzego Urbana do hitlerowskiego zbrodniarza, lecz tylko działalność propagandową tych osób. Sąd powołał się też na orzecznictwo trybunału w Strasburgu, które pozwala na używanie nawet ostrych sformułowań w politycznej debacie. - Polityk musi być odporny na wypowiedziane pod jego adresem słowa - powiedział sędzia Bogdan Radowski.
Adwokat J. Urbana zapowiedział już, że odwoła się od tego wyroku do Sądu Najwyższego.