Przeszukanie dna każdego jeziora Lubelszczyzny zajmie teraz kilkanaście minut. A nie kilka godzin, jak dotychczas.
Sonar kosztował ponad 125 tys. zł. Przyjedzie do Lublina lada dzień. Takiego sprzętu używano m.in. w poszukiwaniach ofiar tegorocznego szkwału na Mazurach. - Już się nie możemy doczekać - nie kryje radości st. kpt. Andrzej Sławacki, dowódca specjalistycznej grupy wodno-nurkowej przy Jednostce Ratowniczo Gaśniczej nr 1 Państwowej Straży Pożarnej w Lublinie.
Jednostka liczy ponad dwudziestu nurków. Uszczelniali wały przeciwpowodziowe, wyciągali samochody z rzek, a w Jez. Białym szukali nawet krokodyla. I - tylko w tym roku - wyłowili z rzek i zbiorników wodnych ponad 50 ciał.
Ostatnie cztery w miniony weekend z Zalewu Zemborzyckiego. Strażacy szukali ciał przez kilka godzin. I to pod lodem. Gdyby mieli sonar, nie byłoby to konieczne. - Sonar znacznie zwiększy bezpieczeństwo naszej pracy - podkreśla Sławacki. - Teraz to on będzie szukał zwłok, a my zejdziemy do wody, żeby je wydobyć.
Skróci się także czas każdej akcji. - Przy tej klasie wód, jaka jest w naszym regionie, nurek prowadzi poszukiwania w promieniu 1 metra, czyli w zasięgu ramion - mówi dowódca. - Sonar zobaczy wszystko w promieniu kilkudziesięciu metrów.
- A przy lepszej przejrzystości wody nawet kilkuset - dodaje Maciej Jankowski z firmy Escort w Szczecinie, która dostarczy sonar lubelskiej straży. - To najnowocześniejsza technologia dostępna na rynku. Pozwala na szukanie w wodzie bardzo małych obiektów. I podaje strażakom ich dokładną pozycję.
Jak to działa? - Do wody wpuszczana jest półmetrowa rura z czymś w rodzaju radaru - wyjaśnia Jankowski. - Radar prześwietla wodę, a informację o natrafianych obiektach przekazuje do komputera, który znajduje się na łodzi.
Podobny sprzęt mają tylko trzy jednostki w Polsce. Lubelski będzie czwarty. Po jego zakupie lubelscy strażacy będą wzywani do akcji ratunkowych na terenie całego kraju, a nie tylko w naszym regionie.