Gimnazjaliści idą do szkoły ruchliwą ulicą. Innej drogi nie mają. Rodzice od lat proszą urzędników o pomoc. Ale miasto zwleka z budową chodnika.
Szkoła walczy o jego budowę od kilku lat. – Ciągle słyszymy, że brakuje pieniędzy – twierdzi K. Żaczek. – Ale na bezpieczeństwie uczniów nie można oszczędzać. Bo może dojść do nieszczęścia.
Na ul. Wajdeloty panuje bardzo duży ruch. Zwłaszcza rano, kiedy rodzice przywożą dzieci do szkoły z różnych stron miasta.
– Uczniowie chodzą ulicą do szkoły od wielu lat – mówi Andrzej Rożek, przewodniczący Rady Rodziców w Gimnazjum nr 10. – A ruch w tym rejonie jest coraz większy.
Dla kierowców ta sytuacja też nie jest komfortowa. – Trudno jechać samochodem i omijać dzieci, które wbiegają pod koła – mówi pan Wojciech, mieszkaniec osiedla.
Dyrekcja gimnazjum zgodziłaby się nawet na przesunięcie ogrodzenia szkoły, żeby zrobić miejsce na chodnik. – Ale sfinansować budowę musi miasto – uważa Żaczek. – Żądam, aby urzędnicy zapewnili bezpieczną drogę do szkoły naszym uczniom. Dla mnie ich zdrowie i życie jest sprawą nadrzędną.
O składce na chodnik myśleli rodzice, ale zrezygnowali z tego pomysłu. Niedawno – również ze względów bezpieczeństwa – sfinansowali oświetlenie koło szkoły.
– Zdjęlibyśmy z miasta odpowiedzialność za ten stan rzeczy – twierdzi Rożek. – Po co są urzędnicy, jeśli wyrzekają się odpowiedzialności za wszystko. Słyszę od nich, że tam powinien być chodnik, ale nie ma na to pieniędzy.
Budowa chodnika nie jest uwzględniona w przyszłorocznym budżecie. – Teoretycznie jest jeszcze szansa, budżet nie został jeszcze zatwierdzony – zapewnia Mirosław Kalinowski z biura prasowego Urzędu Miasta. – Ale to się zdarza niezwykle rzadko.
– Chodnik kosztowałby 20 tys. złotych – uważa Rożek. – To kompromitacja, że na tak drobną rzecz miasto nie ma pieniędzy.
– Niestety, zawsze jest więcej potrzeb niż pieniędzy – mówi Kalinowski. – I trzeba wybierać te, które są najpilniejsze i najważniejsze.