Rozmowa dnia z Emilią Potręć, właścicielką baru "Piotruś Pan”
- Sama jestem łakomczuchem i gotowanie zawsze sprawiało mi dużo radości. A poza tym uwielbiam polską kuchnię. Frytki, kebaby, czy pizza - to nie to samo, co nasz schabowy, albo flaczki. Nie znam osoby, której nie smakowałyby pierogi - ruskie, czy z grzybami. Co tu dużo mówić, domowa kuchnia jest palce lizać! I do tego zdrowa.
• Sama pani wszystko przyrządza?
- Zatrudniam superkucharki. Pracują dla mnie od lat. Sama nie mam zbyt wiele czasu na gotowanie - prowadzenie baru to czasochłonne i absorbujące zajęcie. Ale zanim potrawy trafią na stół, najpierw każdą kosztuję. Muszę wiedzieć, jak smakują. Klienci nie narzekają.
• Dużo ludzi tu zagląda?
- Tłok jest w wakacje. Do Lublina przyjeżdża mnóstwo turystów, którzy chcieliby spróbować prawdziwej polskiej kuchni. Jesienią i zimą zaglądają do nas przeważnie stali klienci. To sąsiedzi, którzy prowadzą tu w pobliżu jakiś swój biznes, albo studenci, którzy chcą zjeść smacznie i niedrogo.
• Co najczęściej zamawiają?
- Jak świeże bułeczki schodzą pierogi. Dużym powodzeniem cieszy się barszcz biały i bigos. Panie częściej zamawiają zupy - pomidorówkę, albo ogórkową, a panowie - coś mięsnego: schabowy, albo żeberka. Czasem klienci składają zamówienie kilka dni wcześniej. Mówią, że dawno nie było np. bigosu. Wtedy go przyrządzamy.
• A jakie jest pani ulubione danie?
- Uwielbiam wątróbkę i ozorki, ale koniecznie w sosie chrzanowym. Polecam.