Lublin jako pierwszy w regionie zacznie produkować prąd ze śmieci. A dokładnie z gazów wydzielanych przez wysypisko odpadów w podlubelskim Rokitnie. Energia przez linie przesyłowe trafi do naszych gniazdek. Wystarczy jej na 15 lat.
Gaz powinien być zbierany i unieszkodliwiany. Choćby dlatego, by nie mógł w niekontrolowany sposób zebrać się w jednym miejscu, co groziłoby wybuchem. Do takiej eksplozji doszło na początku lat 90. na składowisku odpadów w Łodzi. Dlatego na wielu wysypiskach montuje się specjalne instalacje do spalania gazu. Tylko, po co płomień ma palić się na darmo? To pytanie zadały sobie władze Lublina. I postanowiły zbudować gazogenerator, który będzie wytwarzać energię elektryczną.
- Mamy już 29 odwiertów. Lada dzień zapłonie płomień. Pod koniec roku ruszy produkcja prądu - zapowiada Henryk Korczewski, dyrektor Wydziału Strategii i Rozwoju w lubelskim Urzędzie Miasta. Elektrownia będzie wytwarzać prąd w ilości wystarczającej do zasilania naraz 5 tysięcy żarówek o mocy 100 W każda. - Gazu do produkcji elektryczności wystarczy z powodzeniem na co najmniej 15 lat - dodaje Korczewski. W ciągu godziny ze śmieci powstaje tam 496 metrów sześciennych gazu. Taka ilość wystarczyłaby przeciętnemu mieszkańcowi na... ponad półtora roku.
Prąd z Rokitna władze Lublina będą sprzedawać Lubelskim Zakładom Energetycznym Lubzel. Niedługo zostanie podpisana stosowna umowa. Co ciekawe, energetycy wręcz mają obowiązek kupienia prądu z wysypiska. A to dlatego, że do końca 2010 roku w polskich sieciach aż 7,5 proc. prądu powinno pochodzić ze źródeł odnawialnych. Na razie bardzo daleko nam do tego wskaźnika. I dlatego do Ratusza zgłaszają się już firmy, które chcą użytkować instalację do produkcji prądu, proponując w zamian miastu pieniądze. Była też firma, która sama chciała zbudować elektrownię na wysypisku. - Ale byliśmy pierwsi - podkreśla Korczewski. I mimo że budowa kosztuje w sumie 10 milionów zł, nie ma najmniejszych wątpliwości - zwróci się.
Wydobywanie gazu przyspieszy też rekultywację nieczynnej już pierwszej niecki składowiska. Przykryje ją ziemia, wyrosną tam rośliny. - Tyle że nic by z tego nie było, gdyby po glebie zamiast tlenu rozchodził się metan - zaznacza Pilipczuk.