Śledczy sprawdzają czy lubelski poseł złamał prawo organizując wiec w tym samym czasie i miejscu, co kandydat na prezydenta kraju Jarosław Kaczyński
W tym samym czasie po drugiej stronie placu kontr-wiec zorganizował Palikot. Twierdził, że to prorodzinna impreza społeczna, a nie element kampanii wyborczej.
Jednak firma, która zorganizowała happening posła została wynajęta przez PO, a poseł atakował Kaczyńskiego i sugerował, że lepiej głosować na Bronisława Komorowskiego.
Śledczy sprawdzą, czy na placu Litewskim przeszkadzano "przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem" w zgromadzeniu poprzedzającym głosowanie oraz czy Palikot prowadził kampanię wyborczą bez zgody komitetu wyborczego Komorowskiego.
Za pierwszy czyn grozi od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia, a za drugi grzywna lub do dwóch lat więzienia jeśli koszt imprezy przekroczył 50 tys. zł. Postępowanie prowadzone jest w sprawie i nikt nie usłyszał zarzutów.
Palikot potwierdza, że nie miał zgody sztabu wyborczego Bronisława Komorowskiego na zorganizowanie imprezy. Przyznał, że happening kosztował ok. kilkunastu tysięcy złotych.
- Jestem oburzony, że prokuratura zajmuje się tą sprawą, a nie wszczyna postępowania w sprawie wydarzeń pod Pałacem Prezydenckim w Warszawie. Tam codziennie przychodzi Jarosław Kaczyński, wygłasza różnego rodzaju mocne słowa, na pewno zakłócając porządek społeczny i utrudniając funkcjonowanie Pałacu Prezydenckiego - stwierdził Palikot.
Wcześniej w oświadczeniu dla dziennikarzy Palikot napisał, że wezwanie go na przesłuchanie jest "kolejnym niestety dowodem na upolitycznienie prokuratury".
- Absolutnie nie jest to polityczne postępowanie. Palikot jak każdy obywatel ma obowiązek stawić się na wezwanie prokuratury - stwierdza Beata Syk - Jankowska rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
W osobnym postępowaniu prokuratura sprawdza czy Palikot - jako funkcjonariusz publiczny - został znieważony podczas wiecu. W trakcie imprezy w stronę posła poleciały przedmioty (m. in. but), usłyszał także wyzwiska.