Janusz Palikot (PO) dał pieniądze na zapłacenie mandatów ludziom, którzy pili z nim alkohol podczas konferencji prasowej posła. Chodzi o głośny happening lubelskiego parlamentarzysty sprzed kilkunastu dni.
Tymczasem popijaniem na świeżym powietrzu zainteresowała się Straż Miejska. Posła chronił immunitet. Poza tym tłumaczył, że picie odbyło się na terenie, który jest jego własnością. Jednak towarzyszy Palikota dosięgła ręka sprawiedliwości.
Dzielnicowy rozpoznał mężczyzn na filmie, wezwał do komisariatu, a ci przyznali się do picia alkoholu. Każdy z nich został ukarany 100-złotowym mandatem.
- Kluczowe dla sprawy było ich przyznanie się. Nie mieli nic przeciwko przyjęciu mandatów - tłumaczy Anna Smarzak z biura prasowego lubelskiej policji. Dodaje, że teren może należeć do polityka, ale mimo to jest jednocześnie miejscem publicznym.
Zapytaliśmy posła, czy pomoże mężczyznom w zapłaceniu mandatu. Odparł w SMS-sie, że dał im pieniądze. Tymczasem okazuje się, że prawo… tego zabrania. "Kto (…) nie będąc osobą najbliższą dla skazanego lub ukaranego uiszcza za niego grzywnę lub ofiarowuje mu albo osobie dla niego najbliższej pieniądze na ten cel, podlega karze aresztu albo grzywny” czytamy w kodeksie wykroczeń. (rp)