Autobus miał odjechać o godz. 16.25, a o godz. 17.50 nadal go nie było. Pasażerowie pojechali do domu taksówkami.
– Normalnymi były opóźnienia około godzinne, ale w czasie silnych mrozów i zamieci – podkreśla pan Krzysztof i twierdzi, że MPK potraktowało pasażerów jak bydło.
Ludzie stojący na przystanku nie mogli się nawet dodzwonić do telefonicznej informacji. – Czy ten numer jest po to, żeby człowiek stał kolejne godziny w nadziei, że może autobus przyjedzie? Strach wejść gdzieś do sklepu obok, bo można nie zdążyć dobiec – dodaje nasz Czytelnik. Za taksówkę do domu zapłacił 36 zł.
Przewoźnik tłumaczy skandal awarią autobusu. – MPK bije się w piersi. Pozostaje mi tylko przeprosić naszego pasażera. Nie mieliśmy pojazdu zastępczego – przyznaje Weronika Opasiak, rzecznik spółki.
– Choć rozumiem, że nas to nie usprawiedliwia, tym bardziej, że autobus tej linii kursuje rzadko.