Wczoraj w południe przed MPK wysiedli pasażerowie autobusu linii 42, żeby zaprotestować przeciwko nadużyciu kontrolera wobec kobiety z dzieckiem. Szefowie MPK uznali jednak, że wszystko jest w porządku. Kobiecie wypisano mandat.
– Trzech kontrolerów otoczyło kobietę. Najgorszy był ten z numerem 134. Smarkacz prawie, a krzyczał na starszą kobietę z dzieckiem. Traktował pasażerkę jak zbója. Dziecko się wystraszyło, zaczęło piszczeć. Prosiliśmy, żeby dał spokój. Tłumaczyliśmy, że ta pani niewinna. Na nic – opowiadają wzburzonym głosem inni pasażerowie.
– Nigdy mnie nie spotkała taka przykrość, jaką wyrządził mi kontroler MPK. Dziecko się jeszcze trzęsie – mówiła pod MPK K. Sowińska.
Cały autobus zbuntował się przeciwko takiemu zachowaniu kontrolerów. Połowa pasażerów postanowiła pojechać do dyrekcji MPK, żeby zaprotestować i poświadczyć, jak było naprawdę. – Wezwaliśmy również policję, bo poszkodowana nie miała dokumentów i trzeba było potwierdzić jej tożsamość. Sądziliśmy, że zostaniemy wysłuchani przez przedstawiciela MPK, ale kierownik wydziału kontroli Sławomir Smarzewski tylko przyszedł do nas i powiedział kontrolerowi: – Czyń swoją powinność.
Kontroler wypisał karny bilet za 95 złotych.
Kierownik Smarzewski nie widzi w tym zdarzeniu niczego nadzwyczajnego. – Co dzień łapie się gapowiczów, wyjątków nie ma. Pasażer bez biletu nie ma racji bez względu na powody. Pasażerka może się odwołać na piśmie, wtedy sprawę rozpatrzymy – tłumaczył wczoraj.
– A dlaczego nie od ręki, kiedy są świadkowie? – naciskamy.
– Rozmawiam z ludźmi w gabinecie, a nie na ulicy. Poza tym, tam było za dużo osób – mówi S. Smarzewski.
– Pierwszy raz spotkałam się z taką życzliwością nieznajomych przecież ludzi – mówi K. Sowińska.