Czujemy się jak zbite psy! Dyrekcja pozbawiła nas godności – żaliły się pielęgniarki po dzisiejszych rozmowach z dyrektorem, które nadal nie przyniosły efektów. Strajk trwa.
- Pielęgniarki chcą włączenia 1050 zł brutto dodatku zembalowego do zasadniczego wynagrodzenia z gwarancją podwyżki 500 zł brutto w przyszłym roku i kolejnych 500 zł brutto w 2020 roku. Na takie rozwiązanie konsekwentnie nie zgadza się dyrekcja szpitala.
– Stanowisko dyrekcji jest niewzruszone. Mimo całej tej sytuacji dyrektor nadal nie chce nam dać ani złotówki z własnych środków - poinformowała Dorota Ronek, sekretarz Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych przy SPSK4.
- Dyrekcja odwołuje się do naszych sumień, wskazuje na zbyt małą obsadę na oddziałach. Pielęgniarka powinna być w pracy i nic nie oczekiwać. Takie traktowanie pozbawia nas godności – podkreśliła Ronek. – Dyrekcja cały czas obstaje przy swoim stanowisku czyli włączeniu zembalowego do zasadniczego wynagrodzenia i wskazuje, że pielęgniarki zyskają, bo wszystkie pochodne będą liczone od wyższej podstawy. A prawda jest taka, że zyska tylko pielęgniarka, która pracuje w systemie zmianowym - 200 zł. Taka, która nie ma dyżurów tylko 40 zł. Dla nas to nie do przyjęcia – tłumaczyła.
- Rozwiązanie, które proponujemy zakłada podwyżki dopiero w przyszłym roku i w 2020 roku. Dyrekcja ma więc sporo czasu, żeby pozyskać środki na te podwyżki. Tu po prostu brakuje dobrej woli – komentowała po zakończeniu dzisiejszych rozmów jedna z protestujących pielęgniarek.
- Po 34 latach pracy mam 3150 zł brutto zasadniczego wynagrodzenia. Mam wyższe wykształcenie, specjalizację i skończone kursy. Za wszystko zapłaciłam sama, żeby podnieść kwalifikacje, ale nikt tego nie docenia – skarży się inna protestująca pielęgniarka.
Jak tłumaczy Kamil Golema, radca prawny SPSK4 w Lublinie, dyrekcja nie może zgodzić się na propozycję pielęgniarek, bo nie ma na to pieniędzy.
– To nieprawda, że dyrekcja nie chce wydać ani złotówki z własnej kieszeni. Włączenie dodatku zembalowego do zasadniczego wynagrodzenia, które proponujemy to ogromny wydatek dla naszego szpitala – ok. 4,5 mln zł – tłumaczy Golema i oddaje: Musielibyśmy to zapłacić kosztem zobowiązań wymagalnych, bo nie mamy takich pieniędzy na koncie.
Jak podkreśla, żądania pielęgniarek są nie do zrealizowania, bo szpital musiałby się zadłużyć, a na to nie m zgody ze strony podmiotu tworzącego czyli Uniwersytetu Medycznego. – W obecnej sytuacji finansowe naszego szpitala nie ma też mowy, żeby bank udzielił nam kredytu – zaznacza Golema.
– Dyrektor nie chce składać obietnic bez pokrycia i gwarantować, że znajdzie środki na podwyżki w przyszłym roku i w kolejnym. Kontrakt z NFZ mamy tylko do września, nie wiemy jaka potem będzie sytuacja finansowa, zwłaszcza, że w związku z ograniczona obsadą kontrakt nie jest realizowany w takim stopniu, jak powinien, co będzie skutkowało mniejszymi pieniędzmi z funduszu w kolejnym okresie.
Pielęgniarki ze szpitala przy Jaczewskiego protestują od poniedziałku - w dzień i w nocy. Do tej pory „okupowały” budynek bloku operacyjnego. Na czas dzisiejszych rozmów z dyrektorem większość z nich przeniosła się do holu głównego budynku szpitala. Po południu okaże się czy strajk zostanie tam przeniesiony na kolejne dni.