(fot. Wojciech Nieśpiałowski)
Będzie zgoda? Pielęgniarki ze szpitala przy ul. Jaczewskiego w Lublinie zawieszają strajk i – na razie – nie odejdą od łóżek pacjentów. Prokuratura wszczęła natomiast śledztwo dotyczące tych, które poszły na zwolnienia
Strajk, w którym udział zadeklarowało ok. 900 pielęgniarek z 1200 zatrudnionych przy Jaczewskiego, miał zacząć się w środę.
– Podjęłyśmy decyzję o zawieszeniu strajku w związku z deklaracjami wojewody w ubiegłym tygodniu co do średniego wynagrodzenia pielęgniarki specjalistki, które od lipca po podwyżce miałoby wynosić 6 tys. zł brutto. To nas satysfakcjonuje – mówiła w poniedziałek rano Dorota Ronek, sekretarz Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych przy SPSK4 w Lublinie podczas wspólnej konferencji prasowej związków zawodowych reprezentujących pielęgniarki z SPSK1 i SPSK4.
– Nie mamy powodu, żeby nie wierzyć wojewodzie, który reprezentuje przecież rząd. Jednak do czasu podpisania porozumienia z dyrekcją nie rezygnujemy z pogotowia strajkowego – dodała.
Decyzję o zawieszeniu strajku pielęgniarki podtrzymały po popołudniowym spotkaniu z dyrektorem szpitala. Mają się z nim spotkać również we wtorek. – Strajk rzeczywiście został zawieszony. O ustaleniach będziemy rozmawiać dopiero po zawarciu lub niezawarciu porozumienia – powiedziała po spotkaniu Marta Podgórska, rzeczniczka SPSK4 w Lublinie.
Jak tłumaczy Radosław Starownik, dyrektor SPSK4, średnia pensja pielęgniarki specjalistki po proponowanej przez niego zmianie rzeczywiście wynosiłaby ok. 6 tys. zł brutto. – W tym momencie średnia pensja to 5130 zł. 850 zł podwyżki to jednak przesunięcie „dodatku zembalowego” do wynagrodzenia zasadniczego, a nie dodatkowe pieniądze – zaznacza Starownik.
– Dla szpitala to jednak koszt, bo po podniesieniu zasadniczego wynagrodzenia rosną też wszystkie dodatki. Poza tym pieniądze z zembalowego są przewidziane w budżecie państwa tylko do przyszłego roku. Później, w związku z włączeniem tego dodatku do zasadniczego wynagrodzenia, spadnie to na szpital – dodaje.
Z dyrektorem spotkały się też pielęgniarki z SPSK1 w Lublinie. One także chcą podwyżek. Strony podpisały jednak protokół rozbieżności. – Nie mamy możliwości finansowych, żeby spełnić żądania pielęgniarek, które chcą podwyżek od 3 do 5,8 tys. zł brutto. To oznaczałoby dla szpitala koszt 24 mln zł rocznie – powiedział Adam Borowicz, dyrektor SPSK1. Poinformował też o wyniku finansowym szpitala, który ma w tym momencie stratę w wysokości 11 mln zł i przypomniał, że w ubiegłym roku pielęgniarki dostały 250 zł podwyżki.
– Podkreślaliśmy jednak, że nie zamyka to w przyszłości drogi do występowania z dalszymi żądaniami płacowymi. Nasz związek zmniejszył wówczas swoje żądania z 1500 zł do 250 zł przy braku jakichkolwiek ustępstw ze strony dyrekcji – podkreśla Anna Matysek, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych przy SPSK1.
„Funkcjonujemy z godziny na godzinę”
Jak wynika z informacji przekazanych w poniedziałek przez dyrektorów obu szpitali klinicznych coraz mniej pielęgniarek jest na zwolnieniach lekarskich. W SPSK1 dotyczy to jeszcze 55 pielęgniarek (w najgorszym momencie na L4 było ich ok. 150), a w SPSK4 – 218 (w najbardziej kryzysowym momencie było ich ok. 240).
– Sytuacja nadal nie jest stabilna. Działamy na tyle, na ile możemy. W tym momencie szpitalny oddział ratunkowy działa w ograniczonym zakresie. Część pacjentów jesteśmy w stanie przyjąć. Nie mogę jednak zagwarantować, że tak będzie jutro. Funkcjonujemy z godziny na godzinę – mówił w poniedziałek dyr. Starownik. – W tym momencie pełna obsada lub pojedyncze przypadki absencji są m.in. na ginekologii, ginekologii operacyjnej i położnictwie. Pocieszające jest również to, że do pełnej obsady powrócił blok neurochirurgiczny – dodał dyr. SPSK4.
W SPSK1 pacjenci w trybie nagłym są przyjmowani cały czas. – Bardzo trudno było na oddziale anestezjologii i intensywnej terapii, gdzie praktycznie wszystkie pielęgniarki poszły na zwolnienia, ale jakoś to przetrwaliśmy. Rezydenci dostawali więcej zadań, podobnie jak pielęgniarki, które nie poszły na zwolnienia. W ubiegłym tygodniu uruchomiliśmy także dodatkowe łóżka dla położnictwa, żeby zabezpieczyć świadczenia – podkreślał dyr. Borowicz.
Jak tłumaczyli dyrektorzy, masowe zwolnienia pielęgniarek przełożą się na sytuację finansową szpitali, bo kontrakt z NFZ nie jest realizowany w takim wymiarze, w jakim powinien. Skutkiem będzie mniejszy ryczałt z NFZ w kolejnym okresie.
Rektor nie pomoże
Do sytuacji w szpitalach klinicznych odniósł się w poniedziałek prof. Andrzej Drop, rektor Uniwersytetu Medycznego w Lublinie i podkreślił, że uczelnia nie ma środków finansowych na zrealizowanie finansowych żądań pielęgniarek.
– Szpitale kliniczne nie są niestety w tej samej sytuacji co marszałkowskie, bo jak się okazuje marszałek może pomóc, a rektor nie – powiedział prof. Drop. – Występowaliśmy do Ministerstwa Zdrowia z postulatem objęcia szpitali klinicznych specjalnym finansowaniem, ale bez powodzenia.