Personel szpitala jest w zażartym konflikcie. Podzielił się na dwa obozy: tych, którzy poszli do komornika z wyrokami sądowymi w sprawie zaległej podwyżki 203 zł i tych, którzy pozwów
nie złożyli.
Szpital, jak każdy inny nie ma pieniędzy na funkcjonowanie. I to właśnie pieniądze podzieliły załogę. - Są dwie grupy - przyznaje Marek Wójtowicz, dyrektor szpitala. - Jedna, około 130 osób, poszła do komornika z wyrokami w sprawie podwyżki 203 zł, a ten ściąga dla nich pieniądze ze szpitalnego konta. Druga, około 500 osób, nie poszła i ma pretensję do tamtych, bo przez nich może zabraknąć pieniędzy na wypłaty przed świętami.
Aby rozwiązać problem, dyrektor Wójtowicz wypowiedział podwyżkę 203 wszystkim: tym, co poszli do komornika i tym, co nie poszli. Wypowiedzenia będą skutkować w przyszłym roku. - No, chyba że Sąd Najwyższy uzna wypowiadanie ustawowej podwyżki za niezgodne z prawem - mówi. - Rozstrzygnie się to za dwa tygodnie. W miejsce podwyżek planuję nagrody miesięczne. W wysokości minimum 203 zł. Ale jak to nagrody, będą uznaniowe, czyli nie dla wszystkich.
Niektórzy myślą, jak nie utonąć wraz z tonącym - w 19-milionowym długu - szpitalem. Takie główkowanie źle się skończyło dla ordynatora ginekologii, który niedawno stracił pracę za chęć prywatyzacji swojego oddziału. - Żądał od swoich pracowników podpisywania oświadczeń popierających jego pomysł - mówi dyrektor Wójtowicz. - Takie przymuszanie jest niezgodne z kodeksem pracy. Jednak ordynator zachował się honorowo i złożył dymisję. Już u nas nie pracuje.
Aby nie dopuścić do podobnych incydentów, Marian Starownik, starosta lubartowski, wezwał na dywanik wszystkich ordynatorów szpitala. - Nie ma mowy o dzikiej prywatyzacji - zapowiedział. - Nie może być tak, że jakiś lekarz wstanie rano i pomyśli, że sprywatyzuje sobie oddział. Sądzę, że lekarze to zrozumieli. Jestem zadowolony ze spotkania z ordynatorami. Mają pewne pomysły na poprawę sytuacji w szpitalu. Dlatego wspólnie z dyrektorem spróbują przygotować program naprawczy.