Schronisko w Krzesimowie nie zadało sobie trudu, żeby znaleźć właściciela psa, mimo że zwierzak miał wszczepiony mikroprocesor, pozwalający na identyfikację.
Dariusz Piekarski z Lublina osiem lat temu kupił psa rasy bokser. - Wabił się Saper, był bardzo żywy, towarzyski i cała rodzina go uwielbiała. 29 lutego zaginął. Zjeździliśmy cały Lublin i okolice. Sprawdzaliśmy w schronisku na ul. Pancerniaków. Nie wiedzieliśmy, że jest jeszcze drugie, w Krzesimowie.
A tam właśnie trafił bokser. Przypadkowi ludzie znaleźli go i zawieźli najpierw do Lubelskiego Centrum Małych Zwierząt. Tam poradzono im, aby czworonoga odstawili do schroniska. W Krzesimowie opiekunowie zaczęli szukać rodziny zastępczej. Kupiec zgłosił się niemal od razu. Za symboliczną "opłatę adopcyjną” pies znalazł nowy dom.
Tymczasem właściciel trafił w marcu na stronę internetową schroniska w Krzesimowie. Zobaczył zdjęcie swojego psa. Próbował go odzyskać. - Usłyszałem, że to niemożliwe, bo został sprzedany. A ze względu na ochronę danych osobowych nie powiedzą mi, kto go kupił - mówi pan Dariusz. I dodaje. - Pani Kowalska-Pyłka ze schroniska powiedziała, że pies ma bardzo dobre warunki, a gdybym go zabrał, to tęskniłyby za nim małe dzieci. A przecież ja do swojego psa przywiązywałem się przez 8 lat! Moje dwie córki rosły i wychowywały się razem z nim.
Właściciel Sapera dziwi się, że nikt nie sprawdził, czy pies ma wszczepiony czip (oznakowanie zawierające dane właściciela - red.). - Jak to możliwe, że schronisko sprzedało mojego boksera i nie sprawdziło go przedtem specjalnym czytnikiem?
- Nie mamy urządzenia do odczytywania czipów - przyznaje Halina Kowalska-Pyłka, prezes Stowarzyszenia Opieki nad Zwierzętami Lubelski Animals, które opiekuje się schroniskiem. - A piesek, zanim trafił do nas, został zawieziony do lecznicy na ul. Stefczyka. Tam mają czytnik.
Na Stefczyka nie mają sobie nic do zarzucenia. - Kojarzę jakiegoś boksera, którego przyprowadziło do nas dwoje ludzi - mówi Tadeusz Zych, dyrektor Lubelskiego Centrum Małych Zwierząt. - Z pewnością jednak nie trafił do naszego lekarza, bo gdyby tak się stało, to czip zostałby odczytany. Ci państwo zapytali tylko, gdzie mogą psa-przybłędę zawieźć. A pracownik techniczny polecił oddać go do schroniska. Nie widzę w tym naszej winy.
Gdy zainteresowaliśmy się sprawą, Halina Kowalska-Pyłka zmieniła zdanie i zadeklarowała, że powie rodzinie Piekarskich, do kogo trafił ich bokser.