Tydzień temu na ścianie frontowej zabytkowego budynku Centrum Kultury w Lublinie zawisło kilkanaście reklamowych banerów. Na pstrokatych plandekach pod hasłami "Wynajem limuzyn, "Wulkanizacja 150 m, "Dom Pogrzebowy Epilog, "Kurczak z rożna trzy numery telefonów. Odbiera je Wojciech Januszczyk, architekt krajobrazu i autor instalacji "Ściany Wstydu.
- Zdarza mi się, zwłaszcza w nocy, odebrać telefon z pytaniem "To za ile ta limuzyna?”. Ale nie są to pytania na poważnie. Ludzie widzą, że to instalacja, jednorazowa akcja, która ma coś mieszkańcom uświadomić.
• Nikt nie nakrzyczał, że niszczy pan publiczną przestrzeń?
- Nie, takich telefonów nie było. Ale na forach internetowych spotkałem się z opinią, że sprofanowałem budynek Centrum Kultury. Generalnie odzew na tę akcję jest bardzo pozytywny. Kilka osób zadzwoniło, by powiedzieć, że popiera moje działania. Cieszyły się, że ktoś zwrócił na to uwagę. Pojawiły się też osoby zainteresowane przeniesieniem instalacji do innych miast. Na pewno będzie to Rzeszów i Przemyśl, może też Poznań i Warszawa.
Zgłosił się też do mnie jeden z posłów - Marek Poznański z Ruchu Palikota. Zaproponował, bym dał mu kilkadziesiąt egzemplarzy gazetki, w której pokazuję zdjęcia najbardziej oszpeconych reklamami ulic i budynków w Lublinie. Chce ją zawieźć do Sejmu i rozdać parlamentarzystom.
• Długo jeszcze będą wisieć te brzydkie banery?
- Nie, w sobotę (dziś - red.) zdejmujemy. Chwila przerwy i wystawa, czyli ostatnia część projektu "Ściany Wstydu”.
• Czego możemy się spodziewać?
- Upstrzone reklamami kamienice i budynki w centrum miasta to jedno. Ale oprócz tego są jeszcze wjazdy do miasta. Na polach rolników stoją przygniecione betonem rusztowania, na których powiewają krzywo rozpięte plandeki. Proszę sobie wyobrazić, jak w takiej rzeczywistości wyglądałby obraz Chełmońskiego. Chcę spojrzeć na taki oszpecony krajobraz oczami dziesięciu znanych polskich pejzażystów.
Wystawę pokażemy najpierw w CK, a potem w przestrzeni miejskiej, przed ratuszem albo na placu Litewskim. Tak, by zaznajomić z problemem jak najwięcej osób.