- To było podpalenie, straciliśmy wszystko - mówią Arif i Aleksander z Bułgarii, którzy handlowali ubraniami na targu przy ul. Ruskiej w Lublinie
Na miejscu zbierają się właściciele spalonych straganów. Teren pogorzeliska ogrodzony jest policyjną taśmą. Policjanci i strażacy nie wypuszczają nikogo. Jak udało nam się dowiedzieć, do godziny 10 mają potrwać oględziny.
>> Administrator targu przy Ruskiej: Wcześniej były ataki i naciski, nie odpuścimy tego
- O tym, co się dzieje przeczytałem w internecie. Przyjechałem od razu. Ale nie wiem, co powiedzieć. Nie widzialem mojego stoiska, nic nie wiem - mówi nam jeden z handlujących tu cudzoziemców.
- Jako pierwsi dowiedzieli się ci, którzy mają alarmy. Zaczęli dzwonić jeden do drugiego. Niektórzy przyjechali dopiero rano i zobaczyli, co się stało. Nie ma nikogo z zarządu targu, ani przedstawicieli właściciela terenu. Od policjantów dowiadujemy się tylko, że będzie śledztwo, ale wyjaśnienie przyczyn pożaru może potrwać z tydzień - mówi Ryszard Sobot, który od 10 lat prowadzi tu sklep wielobranżowy. - Wszedłem do jednego z pomieszczeń od strony ul. Nadstawnej. Pozostałych nie widziałem, ale mam nadzieję, że nie ma dużych zniszczeń. Jednak z tego, co widzimy zza taśmy, wszystkie stragany spłonęły doszczętnie.
Jak mówią właściciele stoisk, w poniedziałek większość z nich dostarczyła na targ nowy towar. - Wziąłem 20 tys. zł kredytu. Wczoraj tu wszystko przywiozłem i to wszystko spłonęło. Są tacy, którzy zainwestowali po dwa, trzy razy tyle - mówi Ibram, Bułgar od 28 lat mieszkający w Polsce.
Targ przy ul. Ruskiej: Pogorzelisko i zdjęcia z drona
Podpalenie?
- Nie możemy niczego powiedzieć na sto procent, ale przypuszczam, że to podpalenie. Co innego mogłoby się stać? - zastanawia się pani Anna, inna z handlujących.
Także według Bułgarów Arifa i Aleksandra to było podpalenie. - Prawdopodobnie ktoś wylał beznynę i podpalił. Byłem tu jeszcze o 21:40, chwilę później dostałem informację, że pożar. To nie jest możliwe żeby duży targ, tak szybko się zapalił i spłonął - mówią. Dodają jednak, że nie wiedzą, dlaczego ktoś miał podpalić ich stoiska.
- W poniedziałek wziąłem spodnie na kredyt. Załadowałem je do kontenera. Wszystko spłonęło. Jak ja to teraz spłacę. Mam rodzinę na utrzymaniu, dwoje dzieci - mówi zmartwiony Arif.
Oficjalna przyczyna pożaru nie jest jeszcze znana. Śledczy przeglądają nagrania monitoringu.
Pożar targu przy ul. Ruskiej w Lublinie
Koktajle mołotowa
Na miejscu pojawili się przedstawiciele firmy zarządzającej targowiskiem. - Na jego teren będzie można wejść najprawdopodobniej dopiero za dwa dni. Będziemy chcieli to jak najszybciej uprzątnąć i umożliwić tu handel. Dla tych ludzi to jedyne źródło zarobku - mówi Andrzej Ziętek, dyrektor zarządzający w firmie Euro Consult, która dzierżawi teren od podległej marszałkowi województwa spółki Lubelskie Dworce. - Nie mamy wątpliwości, że to podpalenie. Nie chcę nikogo oskarżać, ale nieoficjalnie wiemy, że taką wersję bierze pod uwagę policja. Prawdopodobnie w trzech punktach rzucone zostały koktajle mołotowa.
- Działalność ma tu zarejestrowaną ponad 60 osób, ale pracuje w sumie około 300. Połowa to Polacy, a połowa to cudzoziemcy, głównie Bułgarzy, są też Gruzini, Ormianie i Ukraińcy. Płacą podatki, ZUS, wszystko odbywa się legalnie. Mieliśmy tu wiele kontroli, poza pojedynczymi mandatami, nie stwierdzano żadnych nieprawidłowości - dodaje Tomasz Puchała, kierownik targu.