Kilkaset osób przeszło wczoraj ulicami Warszawy w marszu milczenia. Zorganizowali go koledzy Kamila Bartoszka z Puław, który zginął na początku października w niewyjaśnionych okolicznościach. Rodzina Kamila chce ekshumacji zwłok.
– Koledzy Kamila chcieli w ten sposób zaprotestować przeciwko przemocy. Chcą też doprowadzić do wyjaśnienia okoliczności śmierci mojego syna – powiedział nam Tadeusz Bartoszek, ojciec Kamila. – Pomysł marszu narodził się dużo wcześniej, ale załatwienie pozwoleń trwało długo.
Zwłoki Kamila znaleziono na jezdni w Osinach, 8 km od Puław. Rodzina podejrzewała, że studenta śmiertelnie pobili ochroniarze w puławskiej dyskotece. Ciało wywieźli,
by upozorować wypadek drogowy. Mają tego dowodzić obrażenia na ciele syna.
Policja skłania się ku hipotezie, że Kamila potrącił samochód. Podczas przesłuchań uczestnicy dyskoteki twierdzili, że nie widzieli, by ktoś pobił Kamila. Dopiero niedawno prokuratura przesłuchała dwóch świadków, którzy dokonali przełomu w śledztwie. – Zeznali, że widzieli jak Kamil był siłą wciągany do samochodu przez mężczyzn i wywożony z dyskoteki – mówi Andrzej Lepieszko, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Sprawę badają biegli z zakresu medycyny sądowej i ruchu drogowego. Rodzina Kamila zapowiada, że po otrzymaniu wyników badań wystąpi o ekshumację zwłok. Uważa, że podczas sekcji zwłok nie wykazano wszystkich obrażeń, jakie miał syn.