Miasto szykuje się do kolejnego starcia ze szrotówkiem kasztanowcowiacz-
kiem. Za tępienie szkodnika, który dziesiątkuje nasze kasztanowce, zabrali się naukowcy z KUL.
- W czwartek zaczęliśmy pierwsze opryski - mówi Anna Kreft, dendrolog z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
- Wybraliśmy kilkadziesiąt drzew w Ogrodzie Saskim i rozpylamy wokół nich specjalny preparat. Chcemy w ten sposób zabić znajdujące się w ziemi poczwarki szrotówka. To eksperymentalna metoda i obecnie działa tylko na poczwarki. Pracujemy nad środkiem, który będzie skutecznie zwalczał także pozostałe pokolenia.
Dzięki opryskom, szkodników jest znacznie mniej. To znakomicie ułatwia dalszą ochronę kasztanowców. Kolejnym etapem w walce ze szkodnikiem, jest oklejanie pni drzew specjalnymi opaskami. Każda nasączona jest trucizną, która zabija owady. Metoda się sprawdza. W Lublinie stosowane jest od kilku lat. Magistrat rozstrzygnął właśnie przetarg na tegoroczną akcję.
- Mamy już firmę, teraz prawnicy sprawdzają formalności - mówi Józef Wrona z Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta. - Obserwujemy drzewa i jak tylko poczwarki się przebudzą, zabierzemy się za oklejanie drzew. Nie ma sensu robić tego wcześniej, bo środek owadobójczy działa tylko przez dwa tygodnie.
W kasie miasta na ratowanie kasztanowców przewidziano 80 tys. zł. Połowę trzeba wydać na opaski. Resztę na jesienne sprzątanie i palenie liści zgrabionych spod drzew, bo to pod liśćmi zimują szkodniki. Zdaniem urzędników, szrotówka nie można się całkiem pozbyć.
Latem większość lubelskich kasztanowców ma zdrowe, zielone liście. To jeden z lepszych wyników w skali kraju. W miejskiej kasie brakuje jednak pieniędzy na pełną ochronę wszystkich drzew.
Ratusz czeka na sponsorów. Pieniądze są potrzebne nie tylko na opaski. Chodzi także o sadzonki nowych, odpornych na szkodniki, odmian kasztanowca. Bo te dorodne, rosnące w mieście, są ulubionym daniem szrotówka.