Prokuratura zarzuca Daszyńskiemu, że po zdymisjonowaniu bezprawnie podał się za urzędnika i używał fałszywej pieczątki. Po naszym artykule, w którym napisaliśmy, że nie rozliczył się ze służbowego laptopa i dziewięciu telefonów komórkowych, śledczy sprawdzą, czy nie doszło do przywłaszczenia tego mienia.
Sprawę niegdyś wpływowego urzędnika opisaliśmy w środę. Premier – na wniosek wojewody Wojciecha Żukowskiego – przeniósł go 16 stycznia do pracy w lubelskiej delegaturze Ministerstwa Skarbu Państwa. Daszyński stwierdził, że to bezprawie, bo od 16 stycznia jest na zwolnieniu lekarskim. Rozesłał do pracowników urzędu pismo opatrzone pieczątką „Dyrektor Generalny”. Zarzucił w nim wojewodzie kłamstwo. Sęk w tym, że oryginalna pieczątka leżała zabezpieczona w urzędzie.
Prokuratura rozpoczęła śledztwo, ale zawiesiła je 21 czerwca, bo podejrzany nie odbierał wezwań na przesłuchanie. Do prokuratury mieli go doprowadzić policjanci, jednak nie znaleźli go pod adresem zostawionym w urzędzie do korespondencji. Daszyński na kilka miesięcy zapadł się pod ziemię. Był też nieuchwytny dla dziennikarzy.