Pracownicy Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie nie kryją radości: po naszych tekstach ich szefem nie jest już osoba, którą oskarżali o mobbing. Ale nie wszyscy do końca czują ulgę.
– Wie pani, to jest dopiero kilka dni, ale już jest zupełnie inne życie. Idzie się do pracy na luzie. Nie ma tego całego stresu, który czuło się już wieczorem na myśl, że rano ten koszmar wróci – mówi nam jeden z pracowników laboratorium.
Jeszcze pod koniec maja nastroje w laboratorium były zupełnie inne. Policjanci i pracownicy cywilni skarżyli się mówiąc, że zachowanie naczelnika powoduje u nich obniżenie samooceny, bóle głowy, a nawet wymioty, nerwice, poczucie lęku i spazmatyczny płacz.
– Naczelnik nas poniża i ośmiesza. Stosowanie aluzji i zawoalowanej krytyki podległych to codzienność. Moi koledzy i koleżanki czują się zastraszeni, poniżeni i często upokorzeni – to jeden z pojawiających się wtedy głosów.
– Jest opryskliwy i wulgarny w stosunku do pracowników. Nie potrafi się powstrzymać od kąśliwych uwag czy złośliwości w stosunku do podwładnych – to kolejna wypowiedź. Jedna z pracownic przyznawała: – Ja się go po prostu boję. Odczuwam lęk przed tym człowiekiem. Mam takie dni, że po każdym posiłku z nerwów wymiotuję.
Pisali skargi
Pracownicy laboratorium o swoich problemach pisali m.in. do Zbigniewa Ziobry i komendanta Biura Spraw Wewnętrznych Policji. O możliwości popełnieniu przestępstwa powiadomili też prokuraturę. Ta pismo przeanalizowała i uznała, że nie ma podstaw do wszczęcia postępowania.
Czynności wyjaśniające w tej sprawie zlecił też komendant wojewódzki policji w Lublinie. Ale i tu, po zbadaniu sprawy nie uznano, że zachowanie naczelnika ma charakter mobbingowy.
– Dlatego poszliśmy do Dziennika i to była dobra decyzja, bo naczelnik już odszedł – nie kryje radości jeden z naszych rozmówców. Od 1 lipca były już naczelnik lubelskiego laboratorium jest zastępcą komendanta powiatowego policji w Kraśniku.
– To awans, czy zesłanie? – pytam.
– Zmiany kadrowe na stanowiskach są czymś naturalnym. O obsadach stanowisk kierowniczych w lubelskim garnizonie policji decyduje komendant wojewódzki policji w Lublinie – ucina kom. Andrzej Fijołek, rzecznik prasowy KWP w Lublinie.
Stanowisko równorzędne
Teoretycznie stanowiska szefa laboratorium i zastępcy komendanta są równorzędne. Wiążą się z takim samym uposażeniem. – Ale w przypadku osoby z 30-letnim stażem pracy nie jest to trampolina do kariery tylko zsyłka – uważa jeden z naszych rozmówców. – Może naszym szefom nie jest na rękę, że ta sprawa wypłynęła, ale wreszcie mamy efekt na jaki liczyliśmy. Bardzo cieszą mnie słowa zastępcy komendanta, który na odprawie, na której mówiono o zmianie naczelnika, powiedział wprost, że liczą się nie tylko wyniki, ale bardzo ważna jest też atmosfera pracy. To pokazują, że wreszcie zostaliśmy zrozumiani.
– Ta decyzja jest dla nas ogromnym szczęściem. Nie ma już tego terroru. Człowiek na luzie przychodzi do pracy – mówi inny pracownik laboratorium. – Były głosy, że jak naczelnika zabraknie, to spadną wyniki. A jak jest? Ludzie rozmawiają między sobą, uśmiechają się, co wcześniej było niemożliwe. Ale nikt nie siedzi i nie pije kawy albo nie lata do sklepu po zakupy. Po prostu robimy swoje. Działamy tak jak wcześniej, tylko w normalnych już warunkach.
Zły szef powróci?
Nie wszyscy z naszych rozmówców poczuli jednak ulgę. Niektórzy wciąż boją się, że za jakiś czas – gdy burza medialna ucichnie – naczelnik do laboratorium wróci. Inni prognozują, że może zastąpić go inna osoba, która także nie potrafi kierować ludźmi.
– Teraz jest wyznaczona osoba pełniąca obowiązki naczelnika, która ma zupełnie inne podejście do ludzi. Można ją o wszystko zapytać bez narażania się na drwinę. Można z nią normalnie porozmawiać. Jest bardzo miła. Jak przychodzi, to z człowiekiem pożartuje. Tak zwyczajnie, po ludzku. Ale słychać już głosy, że naczelnikiem nie zostanie ona, tylko mężczyzna związany z poprzednim szefem (tu pada nazwisko – red.). I tego obawiamy się najbardziej, bo to byłaby kontynuacja złych rządów.