Zakończył się proces odwoławczy przedsiębiorcy, oskarżonego o usiłowanie napaści na policjantów. Mężczyzna twierdzi, że sam był bity i rażony paralizatorem przez mundurowego. Policjant ten pożegnał się już ze służbą, bo nie radził sobie z agresją.
O sprawie po raz pierwszy pisaliśmy w czerwcu. 54-letni pan Krzysztof* został wówczas skazany na 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata. Sąd uznał, że obrażał i usiłował uderzyć policjanta. Chodzi o wydarzenia z kwietnia 2014r. Przedsiębiorca spędzał wtedy czas w bistro przy Krakowskim Przedmieściu w Lublinie. Był z kolegą.
– Kiedy zapłaciliśmy rachunek, kolega chciał jeszcze skorzystać z toalety, ale kelnerki mu zabroniły – wspomina pan Krzysztof. – Wtedy stanąłem przed wejściem do ogródka i informowałem przychodzące osoby, że nie będą mogły używać toalety.
Obsługa bistro wezwała policję. Na miejscu zjawił się Arkadiusz K. z towarzyszącą mu policjantką. Przewieźli pana Krzysztofa i jego kolegę do komisariatu przy ul. Okopowej.
– Kiedy szliśmy korytarzem, policjant kilka razy poraził mnie paralizatorem – mówi pan Krzysztof. – Weszliśmy do pokoju i od razu dostałem strzał pięścią w twarz. Byłem w kajdankach, więc padłem na podłogę.
Z późniejszej opinii lekarza wynikało, że 54-mógł zostać pobity. Mężczyzna zawiadomił prokuraturę, ale sprawę umorzono. Śledczy uznali, że skoro na wyposażeniu pierwszego komisariatu nie ma paralizatora, to Arkadiusz K. nie mógł użyć takiego sprzętu. Następnie śledczy oskarżyli przedsiębiorcę o znieważenie i usiłowanie napaści na policjanta. Miało do tego dojść m. in. przy Krakowskim Przedmieściu. Podczas śledztwa policjanci zgodnie zeznawali, jak przedsiębiorca się z nimi szarpał, obrażał i próbował uderzyć Arkadiusza K.
– Jedynym obiektywnym dowodem w sprawie są nagrania wideo. Widać na nich, że żaden policjant się z nami nie mocuje, nie zakłada żadnych chwytów – przekonywał w piątek w sądzie pan Krzysztof. – Policjanci tak zeznali, bo byli pewni, że nie ma nagrań. Dopiero po roku dotarłem do nich na własną rękę.
54-latek zwracał również uwagę na nadzwyczajną spójność zeznań policjantów z patrolu.
– Powstały metodą kopiuj – wklej, nawet błędy ortograficzne się powtarzają – wskazywał pan Andrzej. – Mundurowi mówili, co im ślina na język przyniesie. Policjantka przedstawiła siedem różnych wersji wydarzeń.
54-latek i jego kolega domagają się przed sądem uniewinnienia. Ich zdaniem zeznania policjantów są niewiarygodne. Wskazują też, że podczas feralnej interwencji Arkadiusz K. nie powinien już być w służbie. Policjant od lat leczył się w poradni zdrowia psychicznego. Lekarze stwierdzili, że jest wybuchowy, ma trudności z samokontrolą, cierpi na nagłe zmiany nastroju oraz ma „obniżoną tolerancję na stres i wszelkie obciążenia emocjonalne”. Jeszcze przed umorzeniem śledztwa Arkadiusz K. został uznany za niezdolnego do służby i pożegnał się z mundurem. Wyrok w sprawie przedsiębiorcy zostanie ogłoszony 13 grudnia.
>>>