Sąd przesłuchał już niemal wszystkich kluczowych świadków prokuratury w sprawie głośnej prowokacji CBA tzw. Zanagate. Po raz kolejny śledczym nie udało się potwierdzić tez zawartych w akcie oskarżenia. Wszystko wskazuje na to, że prowokacja służb była nieudolną próbą wrobienia w tę aferę Piotra Kowalczyka - byłego przewodniczącego Rady Miasta Lublin, a jednocześnie człowieka, który doprowadził do odsunięcia PiSu od władzy w mieście w 2012 roku
We wtorek w Sądzie Rejonowym w Lublinie zeznawali kolejni kluczowi świadkowie w sprawie prowokacji Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Akcja służb miała na celu zdyskredytować byłych i obecnych miejskich urzędników. Śledczy uważają, że grupa osób domagała się 1 mln złotych łapówki w zamian za pomoc w załatwieniu budowy wieżowca o wysokości niemal 100 metrów.
Kluczowe zeznania byłej urzędniczki
Tym razem przed obliczem sądu stawiła się m.in. Ewa B., która w 2019 roku pełniła funkcję dyrektora Wydziału Architektury i Budownictwa Urzędu Miasta, która nie zgodziła się na upublicznienie swoich danych i wizerunku. Jednak najciekawsze jest to, co przekazała sądowi.
W październiku 2019 roku urzędniczka Ewa B. uczestniczyła w spotkaniu w gabinecie prezydenta Lublina Krzysztofa Żuka w sprawie inwestycji przy ul. Zana w Lublinie. W trakcie rozmowy inwestor, którym okazał się podstawiony agent CBA, roztaczał wizję budowy wieżowca. W Ratuszu był też obecny Piotr Kowalczyk, któremu prokuratura stawia zarzuty, wydające się, w obliczu zeznań kolejnych świadków prokuratury, coraz bardziej absurdalne.
- Inwestorom może się wydawać, że mogą robić, co chcą, ale to nie jest prawda. Ważny jest ład przestrzenny w mieście i przestrzeganie wszystkich przepisów prawa przy każdej inwestycji. W tym przypadku nie było nawet wstępnej koncepcji budynku. Inwestor stwierdził tylko, że chciałby bardzo wysoki budynek, taki jaki jest we Wrocławiu. Byłam tym trochę zdziwiona - zeznała przed sądem Ewa B.
Była dyrektor jasno stwierdziła, że takie spotkania z inwestorami i projektantami nie są niczym niezwykłym. Należą nawet do jej obowiązków. Takich spotkań z potencjalnym inwestorami było bardzo dużo. Co najważniejsze, wszystko odbyło się w ramach przepisów prawa.
Podstawiony agent CBA chciał wybudować przy ul. Zana wieżowiec. Sęk w tym, że uchwalony przez prezydenta z PiS miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego nie zakładał maksymalnej wysokości budynku. Ewa B. nazwała ten plan „nieprecyzyjnym”.
- Powiedziałam, że w przypadkach kiedy plan nie precyzuje maksymalnej wysokości, to korzystam z opinii Miejskiej Komisji Urbanistyczno-Architektonicznej. Tam są wybitni architekci i urbaniści. Nie jest to formalność wymagana do uzyskania pozwolenia na budowę, ale pomaga w ocenie takiej inwestycji. Ponadto czyni taki proces znacznie bardziej transparentnym. Spotkanie nie zakończyło się wiążącymi decyzjami - tłumaczyła w sądzie Ewa B.
>>> Szokujące fakty. Samorządowiec wrobiony w aferę <<<
Żadnej nieformalnej zgody nie było
Adwokaci Piotra Kowalczyka dociekali, czy były przewodniczący Rady Miasta Lublin na tym spotkaniu naciskał lub namawiał na coś Ewę B. Emerytowana urzędniczka jednoznacznie i stanowczo odpowiedziała, że nikt na nikogo “nie naciskał i na nic nie namawiał”.
Warto wspomnieć, że jednym z zarzutów prokuratury wobec Piotra Kowalczyka jest to, że domagał się nieformalnej zgody od urzędników na wybudowanie wieżowca. Co na to Ewa B.?
- Nie było niczego takiego. Nie było żadnego nakłaniania do jakiejś wyjątkowej procedury. Pan Piotr Kowalczyk powiedział nawet coś takiego, że nas, czyli urzędników nie powinno interesować ryzyko gospodarcze inwestora i oczywiste jest to, że najważniejsze jest poruszanie się w ramach przepisów prawa. Wtedy była mowa o MKUA. Nikt na nic nie naciskał. To była ogólna rozmowa - precyzuje Ewa B.
Tym samym Ewa B. potwierdziła wcześniejsze słowa prezydenta Krzysztofa Żuka i Małgorzaty Żurkowskiej, którzy również stwierdzili, że nikt nie dawał nieformalnej zgody na budowę wieżowca.
Czym jest opór społeczny?
Prokuratura czyni również jednym z zarzutów wobec Piotra Kowalczyka przełamywanie oporu społecznego. Tymczasem Ewa B. potwierdziła to o czym mówili wcześniejsi świadkowie.
- Opór społeczny występuje często przy różnych inwestycjach. Ludzie nie raz i nie dwa protestowali, czasem nie wiedząc dokładnie, na czym polega inwestycja. Spotykaliśmy się z nimi i wyjaśnialiśmy. Mieszkańcy czasem widzieli to po swojemu. Często to wyjaśnianie zmieniało ich obraz rzeczy. To było dobre działanie. Zawsze warto rozmawiać i przekonywać. Przełamywanie oporu społecznego to nic innego jak rzetelne informowanie o danej inwestycji - tłumaczyła była dyrektorka, dyskredytując tym samym zarzut prokuratorski.
Ewa B. była jednym z ostatnich kluczowych świadków wezwanych przez prokuraturę w procesie tzw. Zanagate. Do tej pory nikt nie potwierdził tez zawartych w akcie oskarżenia. Wielu obserwatorów tej sprawy wskazuje na to, że cała sprawa została poprowadzona w taki sposób, aby odwrócić uwagę od Mariusza P., krewnego Przemysława Czarnka i samego prominentnego polityka PiS.
Następna rozprawa odbędzie się w styczniu 2024 roku. Do sprawy wrócimy.