Jeden z najbogatszych radnych Lublina Stanisław Podgórski (PO) poświadczył podpisem, że od rana uczestniczył w sesji Rady Miasta. W rzeczywistości przyszedł na jej zakończenie. Diety nie dostanie, a sprawa może trafić do prokuratury
- Dowodem na to, że radny uczestniczył w sesji są listy obecności. Takie listy są dwie: jedna wykładana jest na początek, a druga na koniec sesji. Jeśli są oba podpisy, wtedy traktujemy, że radny był obecny i ma prawo do diety. Jeśli nie ma jednego z podpisów, wtedy potrącane jest 30 proc. diety wynoszącej średnio 2500 zł - wyjaśnia Dorota Bartoszczyk, dyrektor Biura Rady Miasta.
Kiedy należy potwierdzić obecność na początku sesji? - Oczywiście na jej początku.
Co na to Podgórski? Najpierw tłumaczył nam, że nie ma czegoś takiego jak lista obecności na początku sesji i przytacza nagłówek listy. Ale nagłówek to jedno, a radni składają parafki pod sformułowaniem "Podpis na początku sesji”.
- Gdybym nie podpisał list, oznaczałoby to, że na sesji byłem nieoficjalnie. Zawsze tak było, że radni składali podpis w momencie przybycia na sesję - wyjaśnia Podgórski.
- Nigdy wcześniej nie zdarzyła się taka sytuacja. Radny próbuje wmówić, że brał udział w posiedzeniu. To poświadczenie nieprawdy, bo godz. 12.58 to nie to samo, co 9.00. Sprawa jest bulwersująca, zwłaszcza, że chodzi o osiągnięcie korzyści - oburza się Piotr Kowalczyk, przewodniczący Rady Miasta. - Prawnicy podpowiadają mi, że jako na przewodniczącym ciąży na mnie obowiązek zawiadomienia o tej sprawie prokuratury. Decyzję ogłoszę w poniedziałek.
Stanisław Podgórski jest w czołówce najbogatszych radnych, prowadzi centrum medyczne Farmed, które według oświadczenia majątkowego za 2012 rok (świeżego nie ma jeszcze na stronach Ratusza) przyniosło mu 1,7 mln zł dochodu. Wraz z żoną ma nieruchomości warte ponad 5 milionów zł.
Gdyby nie podpisał listy obecności, przepadłoby mu 750 zł. Diety za wczoraj jednak raczej nie dostanie. - Wiedząc, że sfałszował listę, nie mogę mu jej wypłacić, bo sam złamałbym prawo - stwierdza Kowalczyk.
Podgórski tłumaczy, że zatrzymały go ważne sprawy, a przyszedł "najszybciej, jak mógł”, bo szef klubu PO wysłał mu SMS-a o zarządzonej dyscyplinie obecności i głosowań. W kuluarach mówi się, że chciał uniknąć poparcia projektu w sprawie placu Grzegorza Seidlera, byłego rektora UMCS i członka PZPR. Podgórski komentuje to lakonicznie. - Zawsze głosowałem zgodnie z dyscypliną klubową i nie będę spekulował, "co by było, gdyby”.