O miesiąc dłużej będzie można korzystać z miejskich rowerów. Z ulic znikną dopiero z końcem listopada. Możliwe też, że wiosną sezon zacznie się nie w kwietniu, ale w marcu. W ciągu miesiąca z rowerów skorzystało tyle ludzi, ilu miasto spodziewało się przez rok
- Tyle mamy po jednym miesiącu - stwierdza Tomasz Wojtkiewicz, prezes firmy Nextbike, która jest operatorem systemu. - Niedoszacowanie sukcesu było ogromne.
Jako "sezon” lubelscy urzędnicy ustalili okres od początku kwietnia do końca października, choć inne miasta ustalały go inaczej. - W całej Polsce przyjęło się, że sezon trwa od marca do końca listopada - przyznaje Wojtkiewicz.
Wczoraj firma Nextbike i władze miasta wspólnie ogłosiły, że tej jesieni z miejskich rowerów będzie można korzystać o miesiąc dłużej. - Przedłużamy sezon do końca listopada - deklaruje prezes. Wtedy jednoślady mają zostać zabrane do magazynu, a z terminali wymontowana zostanie elektronika. Cała reszta ma przezimować na ulicach.
Operator systemu już zapowiada, że wiosną system zostanie uruchomiony wcześniej niż 1 kwietnia. O ile wcześniej? Wojtkiewicz nie chce jeszcze składać ostatecznych deklaracji. Wydłużanie sezonu nie będzie skutkować dodatkowymi kosztami po stronie miasta.
Na przyszły rok Ratusz deklaruje podwojenie liczby wypożyczalni i rowerów. Ze znalezieniem nowych lokalizacji raczej nie będzie problemu, bo propozycji i sugestii już teraz jest sporo. O ustawienie stacji na co najmniej 30 jednośladów wystąpił już do miasta np. szpital przy Jaczewskiego. Magistrat liczy jednak na to, że niektórzy - np. centra handlowe - sami wyłożą pieniądze na ustawienie koło siebie wypożyczalni.
W systemie zarejestrowało się już ponad 20 tys. osób. Przeciętny czas wypożyczenia to 20 minut i 33 sekundy, z czego wynika, że zdecydowana większość użytkowników chce zmieścić się w darmowych 20 minutach.
Taką techniką posługuje się również rekordzista, który na swoim koncie ma już prawie 200 wypożyczeń. Na dłuższych trasach jedzie od stacji do stacji i wymienia jednoślad, żeby dalej jechać bez opłaty. - Ale najczęściej jadę ze stacji przy Paderewskiego do tej na Krakowskim Przedmieściu przy sądzie i 20 minut mi wystarcza - mówi Mateusz Królikowski (na zdjęciu).
Kim jest rekordzista? Uczniem liceum, który dorabia rozdając ulotki na deptaku. Własnego roweru nie posiada, a na miejskim wybrał się nawet na przejażdżkę wokół zalewu, jadąc również przez las. Rower wytrzymał. - Bardzo się zdziwiłem - przyznaje Mateusz. Wczoraj zdziwił się jeszcze raz: od operatora systemu dostał 200 zł do wyjeżdżenia.