Spacer wolnych ludzi – tak swoją manifestację nazwały osoby sprzeciwiające się szczepieniom i negujące pandemię. Na plac Zamkowy przyszło ich niewielu.
W niewielkim tłumie, który w piątek o godzinie 17 zebrał się na pl. Zamkowym w Lublinie były zarówno osoby starsze, w średnim wieku, młode i dzieci. Wiele z nich przyniosło ze sobą transparenty. Na wielu przewijały się ta same motywy: wolność, plandemia, szczepienia. To byli przeciwnicy szczepień i obostrzeń, którzy negują istnienie pandemii koronawirusa.
Spacer zaczął się na placu, a jego uczestnicy chcieli dotrzeć na pl. Teatralny pod CSK. Całą trasę obstawiała policja, ale organizatorzy manifestacji zapewniali, że mają pokojowe zamiary. Nie chcieli wulgaryzmów i prowokacji.
– Zdajemy sobie sprawę, że pogoda nam nie dopisała. Podejrzewam, że byłoby nas tu dużo, dużo więcej. Ale cóż, takie mamy realia. Niektórzy się boją, że są chyba z cukru – mówił jeden z organizatorów manifestacji.
Przemawiał też prof. KUL, Ryszard Zajączkowski. Zaznaczył, że jest na spacerze prywatnie. – Takich marszów jak nasz jest bardzo dużo. W świecie i w Polsce. Ludzie się budzą. Mamy świadomość, że żyjemy w momencie historycznym – mówił i dodał, że chce wolności, a nie jej ograniczania. – Po naszej stronie jest prawda i wolność. Wygramy – przemawiał profesor.
Kolejnym mówcą był związany z KUL, były europoseł PiS, Mirosław Piotrowski. Mówił, że reprezentuje grupę C19 zrzeszającą przedsiębiorców, lekarzy i prawników. Ta grupa zajmuje się wieloma aspektami COVID-19.
- Żyjemy jeszcze chwilowo w wolnym kraju. Jedni wolą kawę, inni wolą napić się herbaty, jedni wódkę, a inni piwo, a jeszcze inni chcą sobie coś wstrzyknąć. Jakiś preparat. Ich prawo. Ale wymagamy od władz Polskich, żeby informowały, co to jest za preparat – mówił polityk i wyliczał, że producenci szczepionek nie dają żadnych zapewnień, co do ich skuteczności i niepożądanych działań.