Zostawili naleśniki i uciekli. Tak zdaniem sanepidu zachowali się pracownicy lubelskiej firmy cateringowej "Rejs”, gdy zobaczyli, że czeka ich kontrola. Właścicielka wszystkiemu zaprzecza, ale firma została zamknięta.
Działał nielegalnie, a do tego nie miał odpowiedniego wyposażenia. Inspektorzy pojechali więc do siedziby firmy przy al. Kraśnickiej, czyli tam, gdzie jedzenie było przygotowywane.
– Pracownicy stamtąd uciekli, zostawiając rozgrzane naleśniki i sosy. Nikt nie chciał rozmawiać – relacjonuje Paweł Policzkiewicz, szef lubelskiego sanepidu.
W pomieszczeniu trwał właśnie remont. – Panował brud, bałagan, było pełno kurzu – mówi Paweł Policzkiewicz. – Posiłki były przygotowywane niezgodnie z przepisami – dodaje.
Sprzęt używany przez firmę był brudny, a w chłodziarkach inspektorzy znaleźli przeterminowaną żywność. W pomieszczeniu wisiał zakaz palenia, ale pracownikom najwidoczniej nie przeszkadzał w zaspokajaniu nałogu. Inspektorzy znaleźli tam papierosy i popiół.
Sanepid zamknął firmę, ale okazało się, że posiłki dostarczała nie tylko do szkoły muzycznej, ale do dziewięciu takich placówek w mieście. Inspektorzy nie chcą jednak ujawnić, do których.
Właścicielka firmy wszystkiemu zaprzecza. Nie chce jednak ujawnić swojego nazwiska. – W dniu kontroli byłam w Warszawie – tłumaczy. – To nieprawda, że pracownicy uciekli z firmy. Po prostu skończyli już pracę, posprzątali i wyszli. Nie został nikt, kto był upoważniony do podpisania protokołu kontroli – przekonuje.
Firma zapewnia, że niedługo znowu zacznie działać. – Inspektorzy znaleźli niedociągnięcia, ale są niewielkie i zdążymy usunąć je w ciągu weekendu – mówi właścicielka. – Na poniedziałek jestem umówiona na wizytę w sanepidzie – dodaje.