W kompletnych ciemnościach i trzęsąc się z zimna – w takich warunkach spędzili pół drogi pasażerowie pociągu z Lublina do Warszawy. Problemy udało się rozwiązać dopiero w Łukowie. Nie jest to pierwszy taki przypadek.
– Jestem zdegustowany – mówi pan Wojciech, który po weekendzie spędzonym w Lublinie wracał do Warszawy, w której obecnie mieszka i pracuje. Dla jego pociągu TLK Staszic zabrakło sprawnej lokomotywy, więc wagony ciągnęła w zastępstwie lokomotywa manewrowa, przeznaczona głównie do przetaczania składów na bocznicach. Maszyna nie zapewniała zasilania wagonów w energię elektryczną, więc podróżni nie mieli ogrzewania ani oświetlenia. – Było ciemno i zimno – opowiada nasz Czytelnik.
W takich warunkach podróżni spędzili ponad półtorej godziny. Z około dwudziestominutowym opóźnieniem dojechali do Łukowa i dopiero tam ich wagony przejęła inna lokomotywa, elektryczna, która mogła już zapewnić pasażerom oświetlenie i ogrzewanie. Między Lublinem a Łukowem lokomotywy elektryczne nie mogą kursować, bo nad torem nie ma sieci z prądem. Ostatecznie TLK Staszic dojechał do stolicy z dziesięciominutowym opóźnieniem i bardzo wkurzonymi pasażerami.
Nie jest to pierwszy taki przypadek. Podobne zdarzenie opisywaliśmy w czerwcu po skardze naszych Czytelników. Jechali oni z Warszawy do Lublina. W Łukowie lokomotywa elektryczna miała być zastąpiona spalinową. – Okazało się, że wcale tej lokomotywy nie ma. Usłyszeliśmy, że mamy na nią czekać trzy godziny – relacjonowała pani Katarzyna, pasażerka feralnego pociągu.
Wagony miała przejąć lokomotywa prowadząca pociąg z Przemyśla, ale popsuła się przed Kraśnikiem więc do Łukowa nie dojechała. W końcu znaleziono inną, zastępczą, ale między Łukowem a Lublinem podróżni jechali po ciemku, zaś przejechanie tego 111-kilometrowego odcinka zajęło prawie trzy godziny.