Pracownica salonu jubilerskiego w Lublinie zamieniała drogie brylanty na niewiele warte cyrkonie. Wynosiła też ze sklepu cenną biżuterię i zegarki. Zarobiła na tym setki tysięcy złotych – dowodzi prokuratura.
Sprawą 42-letniej Joanny D. i jej 33-letniego partnera – Marcina F. zajmuje się teraz Sąd Okręgowy w Lublinie. Kobieta odpowiada za przywłaszczenie kosztowności należących do jej pracodawcy. Jej chłopak miał jej w tym pomagać.
Z akt sprawy wynika, że Joanna D. od 2003 r. pracowała w jednej ze znanych firm jubilerskich. Początkowo jako ekspedientka. Ostatnio kierowała firmowym salonem w centrum Lublina. Z pracą pożegnała się pod koniec 2017 r. Śledczy ustalili, że kobieta regularnie okradała swojego pracodawcę. Zabierała ze sklepu łańcuszki, bransoletki, kolczyki, pierścionki naszyjniki i zegarki. Towar następnie sprzedawała – z akt sprawy wynika, że ze sklepu zniknął towar o wartości ponad 330 tys. zł.
W miejsce zabranych kosztowności kobieta podkładała „zamienniki”, które przywoził jej partner – twierdzi prokuratura. Para nie ograniczała się jedynie do zabierania cennego towaru. Joanna D. i jej partner usuwali również brylanty z pierścionków i zastępowali je cyrkoniami – dowodzą śledczy. Marcin F. miał wozić pierścionki do rzemieślnika, który wymieniał kamienie. Z ustaleń prokuratury wynika, że mężczyzna ten nie wiedział, iż pracuje na przywłaszczonej biżuterii.
>>> Uwaga na fałszywe strony szybkich płatności. Tak mogą wyglądać
Joanna D. wyjaśniła, że pierścionki z cyrkoniami nigdy nie trafiły do klientów. Podobnie jak inne zamienniki, miały być przechowywane w sklepie, w specjalnym magazynie. Joanna D. przekonywała, że wyciągała je tylko do inwentaryzacji. Prokuratorskie śledztwo nie wyjaśniło jednak wielu szczegółów sprawy. Nie ustalono, jak długo kobieta okradała firmę oraz komu sprzedawała biżuterię i zegarki. Prokuratura doliczyła się 9 pierścionków z cyrkoniami.
Joanna D. wpadła przez czujność swojej szefowej. W listopadzie 2017 r. do salonu zgłosił się klient, zainteresowany kupnem zegarka. Dostał propozycję atrakcyjnego rabatu. Szefowa firmy zorientowała się, że cena zegarka jest mocno zaniżona. Za tego rodzaju produkty odpowiadała w sklepie Joanna D. Tydzień później okazało się, że część produktów ma nieprawidłowe oznaczenia. Szefowa firmy zwróciła również uwagę na ich wygląd. Wskazywał on, iż biżuteria pochodzi z niewiadomego źródła. W sklepie zarządzono inwentaryzację.
Inwentaryzacja wykazała braki na ponad 330 tys. zł. Sprawą zajęła się policja i prokuratura. W domu Joanny D. odnaleziono część kosztowności wyniesionych z lubelskiego salonu. 42-latka przyznała się do winy. Podpisała również zobowiązanie, w którym uznała swój dług wobec pracodawcy. Jej partner nie przyznał się do zarzutów. Za przywłaszczenie grozi do 5 lat więzienia.
>>> Lublin: Uważaj od kogo bierzesz pożyczkę. Oni wprowadzili w błąd 30 osób