Skazane za przekroczenie uprawnień pracownice lubelskiego sanepidu nadal pracują w PSSE
Sprawdziliśmy. Chodzi o sprawę kontroli przeprowadzonej w 2009 r. w jednej z lubelskich piekarni. Dwie pracownice sanepidu poszły na nią bez pisemnego upoważnienia dyrektora stacji, Pawła Policzkiewicza. Według nich piekarnia usunęła nieprawidłowości, przez które dzień wcześniej została zamknięta. Zgodziły się, by produkcja w zakładzie ruszyła. To była sobota. W poniedziałek inni inspektorzy przeprowadzili kolejną kontrolę. Według nich, piekarnia nadal nie spełnia standardów. W środku znaleźli m.in. szkodniki i odchody gryzoni.
Kilka miesięcy później sprawą zajęły się organy ścigania. Obie pracownice PSSE zostały skazane na rok i sześć miesięcy więzienia w zawieszeniu na 4 lata. Przez dwa lata nie mogą też przeprowadzać żadnych kontroli. Sąd stwierdził, że kobiety przekroczyły swoje uprawnienia i działały "w celu osiągnięcia korzyści majątkowej”. Nie chodziło jednak o łapówkę. Korzyść miała odnieść właścicielka piekarni, bo mogła znów otworzyć zakład. Obrońca złożył apelacje, ale w drugiej instancji wyrok został utrzymany.
– Jedna ze skazanych kobiet, kiedy dyrektorem stacji był jeszcze pan Paweł Policzkiewicz, została przeniesiona na stanowisko sekretarki – mówi Irmina Nikiel, obecna dyrektor PSSE w Lublinie.
Druga sama zwolniła się z pracy. Twierdzi, że zasugerował jej to dyrektor stacji. Do sanepidu wróciła w maju tego roku. Pracuje w sekretariacie oddziału żywności. Jest zatrudniona na umowę-zlecenie.
– Ta osoba nie jest pracownikiem stacji. Wykonuje doraźne czynności i świadczy usługi administracyjne. W żadnym stopniu nie wiąże się to z wykonywaniem czynności kontrolnych i nie koliduje z orzeczeniem sądu – mówi Monika Tarasińska, radca prawny PSSE w Lublinie.
– Wyrok sądu dotyczył zakazu wykonywania czynności kontrolnych, a nie dostępu do akt – dodaje dyr. Nikiel. – Powierzając jej pewne czynności, znałam treść wyroku sądu.
Kobieta, o której mowa, zgodziła się na rozmowę z nami. Wspomina, że na kontrolę do piekarni wysłała ją ówczesna kierowniczka. Polecenie było ustne. Ale przed sądem kierowniczka nie potwierdziła tej wersji.