Wacław L. tuż po wojnie oskarżał w procesach członków AK i osoby, które im pomagały. Wnosił o wymierzenie kary śmierci. Akt oskarżenia lubelskiego IPN w tej sprawie jest przełomowy, bo Wacław L. został wprost oskarżony o współudział w dokonywaniu morderstw. Do tej pory prokuratorów, którym zarzucano popełnienie zbrodni sądowych, oskarżano o nakłanianie sądów do zabójstwa.
– Już przed rozprawą było wiadome, że prokurator i sędziowie jadą, żeby wydać wyrok śmierci – mówi Andrzej Witkowski, naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Lublinie. – Wacław L. zarządzał natychmiastowe rozstrzelanie skazanych, którzy nie mieli możliwości złożyć prośby o ułaskawienie.
Prokuratorzy IPN dotarli nie tylko do sądowych akt, ale do świadków tamtych procesów. Ci opowiadali, że przyjeżdżali żołnierze, którzy ustawiali na środku wsi stół. Na pokazowe rozprawy ściągali okoliczną ludność. Sędziowie nie zadawali oskarżonym żadnych pytań, niczego nie protokołowali. Oskarżeni, którzy stawali przed sądem, byli posiniaczeni. Procesy trwały po kilkanaście minut. Tuż potem ogłaszano wyrok śmierci, który był natychmiast wykonywany przez rozstrzelanie. Według ówczesnych przepisów wykonanie kary śmierci zarządzał prokurator.
Procesy z udziałem Wacława L. przeprowadzono m.in. w Lubartowie, Bełżycach, Białej Podlaskiej i Lublinie.
– Materiał dowodowy oparty był na wymuszonych torturami wyjaśnieniach oskarżonych – podkreśla prokurator Witkowski. – Niekiedy wyroki wraz z uzasadnieniami były sporządzane dopiero po rozstrzelaniu.
Nawet Wacław L. takie pokazowe procesy nazwał groteską sprawiedliwości. W IPN tłumaczył się tym, że o wysokie kary kazali mu wnosić przełożeni. Gdyby się sprzeciwił, to sam trafiłby do więzienia. Były prokurator utrzymywał, że żaden z jego wniosków o karę śmierci bądź długoletnie więzienie nie był zgodny z jego sumieniem. Po odejściu z wojska został adwokatem. Jego sprawę rozpozna Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie.