– Ani sklepik, ani stołówka. Pani, która je dotychczas prowadziła, złożyła właśnie wypowiedzenie. Nie ukrywała, że jest to efektem wprowadzenia ministerialnej reformy dotyczącej tego, co można sprzedawać w sklepiku i tego, co jest dozwolone w stołówce- mówi dyrektor lubelskiej szkoły Stanisław Stoń.
Rozmowa ze Stanisławem Stoniem, dyrektorem I Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Staszica w Lublinie.
• 1 września nie ruszy szkolny sklepik w szkole, którą pan kieruje.
– Ani sklepik, ani stołówka. Pani, która je dotychczas prowadziła, złożyła właśnie wypowiedzenie. Nie ukrywała, że jest to efektem wprowadzenia ministerialnej reformy dotyczącej tego, co można sprzedawać w sklepiku i tego, co jest dozwolone w stołówce.
• To nie za szybka decyzja?
– Na pewno niezbyt pochopna. Wiem, że przez całe wakacje nasza ajentka dowiadywała się o szczegółach nowego rozporządzenia. Czytała co będzie dozwolone, a co nie. Sprawdzała też, jakie produkty są dostępne na rynku i uznała, że dostosowanie się do nowych wymagań nie będzie możliwe.
• Dlaczego?
– Bo na rynku brakuje produktów, które spełniają w 100 procentach ministerialne wymagania i mają odpowiednie ilości tłuszczów czy cukrów. Jeśli jest coś zbliżonego, to w tak zaporowych cenach, że uczniów zwyczajnie nie byłoby na takie jedzenie stać. To samo dotyczy także stołówki. Ministerstwo chciałoby widzieć w niej cotygodniowe obiady z cielęciną i rybą. Nikt nie pomyślał jednak o cenie tych produktów. Potrawy byłyby tak drogie, że uczniowie i ich rodzice nie byliby zainteresowani wykupieniem abonamentu.
• I co pan teraz zrobi?
– Będę szukał innej osoby chętnej do prowadzenia działalności. Ale nie wiem
czy znajdę. Obawiam się, że może być to bardzo trudne. Wprowadzenie ustawy o sklepikach szkolnych doprowadzi do likwidacji małych firm dotychczas je prowadzących. Wzrosną za to znacznie dochody sklepów znajdujących się obok szkół. Dosłownie 20 metrów od naszej szkoły jest sklep, w którym można kupić wszystkie rzeczy u nas zabronione. Są drożdżówki, batony, słodkie napoje. Gdyby ustawodawcy chodziło rzeczywiście o wpajanie dzieciom i młodzieży zdrowych nawyków żywieniowych, to zabroniłby ich sprzedawania także tam.
Zobacz także:
Rozmowa z Tomaszem Machoniem, który prowadzi sklepik szkolny